niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 12.

Ten blog za dużo dla mnie znaczy, żeby tak po prostu o nim zapomnieć.
Jest wena, chęci do życia także, więc wracam do pisania.
Miłego czytania życzę.
PS Jesteście cudowni, kocham Was xx

Piosenka na dziś to Fergie - Big Girls Don't Cry ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sprawę z potajemnymi spotkaniami dwójki moich przyjaciół puściłam w niepamięć.
To przecież mogło nic nie znaczyć. Zwykłe rozmowy, żarty czy dyskusje. Może pomagali sobie w lekcjach. Nie mogłam mieć im tego za złe. W końcu przez jakiś czas traktowałam ich podobnie.
Inną kwestią było to, że na głowie miałam ważniejsze sprawy.
- O, Weronika, szukałam cię- obok mnie pojawiła się postać niskiej kobiety.
- Dzień dobry, pani profesor- przywitałam ją grzecznie.- Coś się stało?
- Chciałam się tylko upewnić, że przygotowania do balu idą tak, jak powinny. Dajesz sobie radę?
- Tak, wszystko będzie gotowe na czas. Nie musi się pani o nic martwić.
- Wiedziałam, że dobrze robię, przydzielając ci tę rolę- uśmiechnęła się przyjaźnie.- Mam mnóstwo spraw do załatwienia, związanych z nagłośnieniem i kateringiem, więc zostawiam salę pod twoją opieką.
- Proszę się o nic nie martwić, do soboty to miejsce będzie jak rodem z bajki- zapewniłam kobietę ciepłym głosem.
- Cudownie. Aha, pamiętaj o choince i światełkach w składziku- rzuciła, oddalając się w przeciwnym kierunku do tego, z którego przyszła.
- Dobrze, pani profesor- zawołałam, patrząc jak jej sylwetka znika za rogiem.
Całe to zamieszanie zaczęło się nie dawniej, niż dwa dni temu. Zbliżał się coroczny w naszej szkole bal z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Ktoś powie, że mamy przecież październik. Dyrekcja jednogłośnie postanowiła przyspieszyć imprezę (o trzy miesiące), z uwagi na:
1. Niekorzystne grudniowe warunki pogodowe.
2. Małą frekwencję uczniów placówki podczas okresu świątecznego.
3. Oraz ogólną wygodę opuszczenia szkoły o tydzień wcześniej.
W taki oto właśnie sposób, zimowy bal organizujemy jesienią. A ja jestem główną osobą nadzorującą. Nie pamiętam momentu, w którym wyraziłam jakiekolwiek chęci lub chociażby zgodę na podjęcie się wchodzenia na drabinę, wieszania setki światełek i odkażania powietrza po szkolnej drużynie koszykarskiej.
Odkąd otworzyłam oczy tego ranka, usiłując rozwalić budzik oznajmiający wszem i wobec, że jest godzina 5.30, do chwili obecnej, wokół mnie wciąż przewijały się osoby z milionem pytań, kierowanych do mnie. Nawet nie miałam chwili, żeby przywitać się z moimi przyjaciółmi. Za każdym razem, gdy w tłumie uczniów przemknęła blond głowa Martyny bądź niebieskawa czapka Hazzy, znajdywała się osoba z jakąś ogromnie ważną sprawą. "Czy materiał ma mieć kolor purpury bądź bordo?", "Podłogę wypastować czy tylko zamieść?", "Stoły postawić na wprost głównego wejścia czy raczej z boku?". Można było zwariować.
Odetchnęłam głęboko, popychając skrzydłowe drzwi prowadzące do sali gimnastycznej. Powietrze pachniało świeżo ściętą choinką i odrobiną stęchlizny, zapewne przez stare pudła z ozdobami. Przejechałam wzrokiem po sporym pomieszczeniu. 'Spokojnie pomieści ono uczniów, jak i nauczycieli. Miejsca do tańca także będzie w sam raz'- pomyślałam, delikatnie się przy tym uśmiechając.
Byłam dumna z naszej dotychczasowej pracy. Bal zaplanowany był już na najbliższą sobotę, z wystrojem zmuszeni byliśmy wyrobić się do jutrzejszego popołudnia.
Przygryzając końcówkę ołówka, w zamyśleniu przyglądałam się konstrukcji sufitu, kiedy coś ogromnego wskoczyło na moje plecy.
- Tutaj się schował mój dzióbek- blondynka ścisnęła mnie w pasie.- Harry poszedł po coś do jedzenia i widzę, że słusznie bo marnie wyglądasz.
Uśmiechnęłam się, kiedy przyjaciółka rzuciła mi zatroskane spojrzenie.
- To przez ten bal- westchnęłam przeciągle.- Mnóstwo do zrobienia, a czasu coraz mniej. Aktualnie myślę nad sztucznym śniegiem bądź...- urwałam, kiedy ktoś z impetem wparował do sali. Tego zachrypniętego głosu nie można pomylić z żadnym innym.
- Ktoś zamawiał cieplutkie bułeczki?- Loczek z uśmiechem i nieodłącznymi dołeczkami w policzkach, podał nam papierową torbę. Unosił się z niej wręcz powalający zapach, tak że mój brzuch automatycznie dał o sobie znać.
- Widzę, że panienka głodna- poczochrał mnie po głowie.
- Pospiesz się, zanim ten potwór wszystko pochłonie- Martyna szturchnęła go w ramię, na co ten nie pozostał jej dłużny. Podczas gdy zielonooki ganiał swoją ofiarę , ja usiadłam przy ścianie i zaczęłam pałaszować ciepłe jeszcze bułeczki. Wróciłam myślami do wcześniej urwanego wątku sufitu. To mogło się udać.
- Hazz, ogarnij czuprynę i chodź tu na sekundę- zawołałam.
- Sekunda minęła- wyszczerzył się, zajmując miejsce obok.- O co chodzi?
- Mam dla ciebie misję.
- Brzmi ciekawie- spojrzał się na mnie z podekscytowaniem godnym dziecka, które dostało nową zabawkę.
Przełknęłam kęs jedzenia, który miałam w ustach i kontynuowałam.- Orientujesz się czy nad salą gimnastyczną jest strych?
Ściągnął brwi i uniósł wzrok ku górze. 'Jego oczy są jakby bardziej zielone niż zwykle'- pomyślałam.- 'To pewnie przez te lampki'. Uśmiechnęłam się, kiedy wzrok Harry'ego znów skierowany był na mnie.
- Tak, kiedyś coś mi się obiło o uszy.
- A dałbyś radę się tam dostać?
Chłopak rzucił mi zaciekawione spojrzenie.- Myślę, że tak. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Widzisz tą klapę, centralnie nad parkietem wyznaczonym do tańca?- pokazałam mu nieduży prostokątny kształt na suficie, unosząc palec.- Wdrapałbyś się na strych, otworzył klapę i w sobotę, kiedy dam ci znać...- zawiesiłam głos, kiedy obok nas usiadła także Martyna. Nie chciałam wtajemniczać w mój plan, nikogo oprócz naszej dwójki, tak żeby zaskoczyć całą szkołę. Martyna czasem może się komuś wypaplać.
- O czym rozmawiacie?- zapytała blondynka pochylając się w naszą stronę.
- Przykro mi, siostra, tego nie możesz wiedzieć- posłałam jej przepraszający uśmiech.
- Serio? Macie przede mną tajemnice?- dziewczyna zerwała się z podłogi z grymasem na twarzy.- Pff, dobrze, zapamiętam to sobie.
Po chwili już jej nie było. Jedynym śladem obecności blondynki były nadal kołyszące się niespokojnie dwuskrzydłowe drzwi.
- Przejdzie jej- Harry przerwał ciszę między nami.- Więc o co chodzi z tą klapą?

*  *  *

- Dzisiaj nieźle mnie spławiłaś- głos blondynki rozbrzmiał w słuchawce telefonu.- Co to za tajemnica, której ja nie mogę znać?
Siedziałam w swoim pokoju oparta plecami o ramę łóżka. Mój kot usadowił się wygodnie na moich nogach, dość głośno przy tym pomrukując.
- Mogłabym cię spytać o to samo- wymamrotałam pod nosem.
- Co powiedziałaś?
- Nie, nic- odparłam już głośniej.- Przepraszam, obiecuję, że wkrótce o wszystkim się dowiesz.
Niedługo po tym jak objaśniłam Harry'emu jego rolę podczas sobotniego balu, rozbrzmiał dzwonek wołający go na lekcję matematyki. Jak tylko burza jego loków zniknęła za drzwiami, podniosłam się z ziemi i zabrałam do zamiatania posadzki. Po trzech godzinach wyrywania sobie rąk ze stawów, usiłując poprzynosić wszystkie pudła z ozdobami świątecznymi, nareszcie byłam wolna. Zielonooki odprowadził mnie do domu. Po przekroczeniu progu, zrzuciłam ze stóp buty i popędziłam do kuchni. Pochłonęłam podwójną porcję wegetariańskiej lazanii, na co moja mama tylko rzuciła komentarz, że mój żołądek nie ma dna. Ułożyłam brudne naczynia w zmywarce, jedną ręką wybierając numer do przyjaciółki. Wbiegłam po schodach do pokoju, kiedy ta odebrała. Nie obyło się bez milczenia, ale w końcu uraczyła mnie kilkoma zdaniami.
- Dobra, zapomnijmy. Mamy mnóstwo innych spraw na głowie- podekscytowanie Martyny nie było możliwe do ukrycia.- Masz już partnera?
- Nie- westchnęłam, bo ta poruszyła delikatny temat.
- Jak to? A co z Nathanem?
- Nathan jest w Gloucester i wróci dopiero w następnym tygodniu- pogłaskałam Kicię za uszkiem, na co ta odpowiedziała zadowolonym mruknięciem.- Nie zdąży na bal.
- Siostra, tak mi przykro- Martyna starała się mnie pocieszyć.- Nie martw się, będziesz tam z nami. Lubisz Łukasza, on lubi ciebie, dogadacie się.
- Nie wiem czy w ogóle pójdę.
- Nie, nie ma mowy, żebyś mi się tutaj załamywała. Praktycznie sama przygotowujesz całą salę, odwalasz najgorszą robotę, więc musisz tam być.
- Być, będę- odpowiedziałam.- Muszę dopilnować, żeby wszystko udało się tak, jak zaplanowałam. Nie obiecuję, że przyłączę się do zabawy...
Po drugiej stronie dało się słyszeć ciche skrzypnięcie. Wyobraziłam sobie jak blondynka zeskakuje z łóżka, podchodzi do dużej sosnowej szafy i otwiera drzwiczki, jednym ramieniem przyciskając telefon do ucha. Nie pomyliłam się.
- Nie masz co obiecywać, porwę cię na parkiet czy ci się to podoba czy nie. Jak tylko wymyślę w co się ubrać...
- Martyna, ja nie mam ochoty...
- Cicho bądź- przerwała mi w połowie zdania.- Jutro po szkole robimy napad na sklepy w poszukiwaniu sukienek. Musimy wyglądać zniewalająco.
- Nie przekonam cię, żebyś dała mi spokój?- zapytałam z nadzieją, że jednak się mylę.
- Nah- odparła krótko.- Muszę już kończyć, ty zajmujesz się balem, ja za to mam tonę prac domowych. Do jutra, siostra.
- Do zobaczenia- pożegnałam się i rozłączyłam.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w okno, po czym wzięłam wpół śpiącą kotkę na ręce i wstałam. Odłożyłam zwierzaka na łóżko, a sama skierowałam się do półki pod równoległą ścianą. Przeciągnęłam dłonią po grzbietach książek i wyciągnęłam jedną z nich w brązowej oprawie. Zamiast usadowić się przy oknie i jak normalny człowiek zacząć czytać powieść, leżącą teraz na moich kolanach, zaciągnęłam się jej zapachem. Uwielbiałam przytykać nos do kartek i czuć tę woń.
Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki. Wyobraziłam sobie swoje odbicie w lustrze, próbując zwizualizować strój na nadchodzącą zabawę. Myślałam nad kolorem, kiedy telefon zawibrował w mojej kieszeni.
"Od: Nath <3
Tęsknię za Tobą, Piękna."
Odczytałam wiadomość, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. W tej chwili żałowałam, że pozwoliłam mu wyjechać.


niedziela, 8 grudnia 2013

Przerwa

Przepraszam wszystkich, że ten post musiał się pojawić.
Infinity idzie na chorobowe.
W najbliższym czasie blog będzie uśpiony... Nie wiem ile dokładnie czasu zajmie mi powrócenie do pisania. Może miesiąc, może dwa. Ale obiecuję, że nie jest to koniec.
Oby chęci do życia powróciły w miarę szybko.
Jeszcze raz bardzo przepraszam.

PS Dzisiaj powinniśmy świętować pierwszą rocznicę powstania bloga. O ironio.

Wasza Infinity

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 11.

WRÓCIŁAM! Przepraszam za tak długą przerwę. Nie miałam głowy do pisania.
Tak, jestem do bani, wiem ;_; Oby się wam ten rozdział spodobał. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy. Plus dedyk dla anonima, który męczy mnie o nexta od około miesiąca <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piosenka na dzisiaj to Adele- Someone like you

Od mojego powrotu do domu z przerażająco białego szpitala minął tydzień. Nie wydarzyło się nic specjalnego. No może oprócz tego, że między mną i Martyną było tak jak dawnej. Widać, że była zakochana. Nie dało się przeoczyć jej uśmiechu na pół twarzy i wiecznie błyszczących oczu. Nareszcie cieszyła się życiem. A co za tym idzie, ja także. Chociaż na zewnątrz.
W szkole, jak to w szkole, nauka, nauka, przepraszający Harry, nauka... Normalne życie licealistki. Jeśli mnie normalną można było nazwać (niejeden by polemizował).
Rodzice przestali wypytywać o tamten dzień, co bardzo mnie cieszyło. Co miałam im powiedzieć? 'Mamo, tato, mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa zakochał się we mnie i pocałował. Dwa razy. Dlatego wybiegłam na ten cholery deszcz i przywaliłam głową w słup.' Zabrzmiało jak z 'Trudnych spraw'. Nieważne.
Na szczęście do uszu szkoły nie dotarły żadne plotki na mój temat. Tylko tego by mi brakowało.
Martyna zapomniała już o sprawie. Teraz jej myśli w 100% przejął Łukasz. Lubiłam ich jako parę, pasowali do siebie charakterem jak i wyglądem. Zasłużyła sobie na takiego chłopaka, nareszcie była szczęśliwa.
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o Harry'm. Było widać, że nadal czuł się winny, mimo że zapewniałam go, że jest całkowicie inaczej. To ja i moja wrodzona (lub nabyta, jak kto woli) niezdarność były przyczyną całego tego zamieszania. Chciałam puścić to w niepamięć, lecz on nie dawał mi szansy.
Zapytacie o Nathana. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, znów widząc kolory inne niż biały, chłopak zjawił się u mnie. Nie byłam zbyt szczęśliwa, że widział mnie w takim stanie. Wykończoną, wciąż lekko bladą na twarzy i z wielkim siniakiem po środku czoła. O ironio... Muszę zacząć kaleczyć się w inne części ciała.
Wracając do Natha. Nie widziałam go od dwóch dni. Nie chciał się ze mną rozstawać, lecz obowiązki wzywały. Jego rodzice planowali wyjazd do Wielkiej Brytanii od tygodni i on nie mógł nic na to poradzić. Wciąż mieli kilka niepozałatwianych spraw w dawniej rodzinnej miejscowości.
- Nathan, to tylko parę dni. Dam sobie radę.
- Będę strasznie tęsknił- głos chłopaka w głośniku telefonu był lekko zniekształcony, ale i tak słychać było jego zmarnowanie.- Zadzwonię jak tylko wylądujemy. Będę dzwonił codziennie, kilka razy dziennie. I pisał.
- Słońce, spokojnie. Pojedziesz, wrócisz i znowu się zobaczymy.
- Dobrze... Masz rację. Muszę już kończyć. Kocham cię.
Uśmiechnęłam się do siebie. Lubiłam sposób w jaki to wymawiał. A może to po prostu akcent?
- Ja ciebie też, do usłyszenia.
Rozmawiam z nim przynajmniej dwa razy dziennie, czasem gdy byłam w szkole trzeci lub czwarty raz. Brakowało mi go.

*  *  *

Kolejna bardzo zajmująca i oczywiście wielce mnie interesująca lekcja fizyki. Jestem humanistą, kocham języki, do czego mi ta czarna magia? Powinna zostać zakazana, a wtedy świat byłby piękniejszy.
- W jakiej odległości od środka Ziemi o promieniu R wartość siły grawitacji działającej na ciało o masie 1 kg...- profesor dyktował kolejne zadanie, którego nie miałam najmniejszego zamiaru rozwiązywać.
Umysłem ścisłym była moja przyjaciółka, więc zawsze chętnie pomagała mi w jednym, dwóch czy pięciu zadaniach.
- Martyna- szepnęłam, starając ukryć się przed morderczym wzrokiem nauczyciela.
- Hm- mruknęła, jednocześnie rozwiązując zadanie. Nie mogło zabraknąć też języka wytkniętego na wierzch.
- Dzisiaj wieczorem będę sama w domu, a wiesz że tego nie lubię. Wpadłabyś na jakiś maraton durnych komedii?
- Nie, dzisiaj nie mogę. Jestem już umówiona- nareszcie oderwała wzrok od zeszytu i spojrzała na mnie.
- Aha. No dobrze, nic się nie stało- odparłam lekko zawiedziona.
- Przepraszam, ale idziemy z Łukaszem na łyżwy...
- Naprawdę, nic się nie stało- przerwałam jej, zmuszając się na uśmiech. To nie była jej wina, ale tylko i wyłącznie moja. Mam prawie siedemnaście lat, a nadal nie lubię zostawać sama w pustym domu.
Po skończonej lekcji wyszłyśmy z klasy, kierując się w stronę szafek. Tam musiałyśmy się rozstać. Blondynka poszła na godzinę die schöne deutsche Sprache*, a ja na mój ukochany français. Podczas tych zajęć ławkę dzieliłam z Loczkiem.
- Hej, księżniczko- zawahał się na drugim słowie.- Przepraszam. Nie powinienem tak mówić.
Rzuciłam torbę pod siedzenie i zajęłam miejsce obok niego.
- Nie, czemu?
- Przez to co było ostatnio...
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak ustaliliśmy- pokiwał potwierdzająco głową.- Więc mi to nie przeszkadza. Możesz mówić do mnie 'księżniczko'- połaskotałam go w brzuch.
- S'il vous plaît être tranquille!**- pani profesor zwróciła nam uwagę, przez co reszta uczniów zaczęła szeptać i chichotać między sobą.
- Przepraszamy- odpowiedzieliśmy chórkiem.
Przez dalszy ciąg lekcji nie mieliśmy odwagi odezwać się ani słowem. Dopiero, gdy rozległ się dźwięk dzwonka zatrzymałam na chwilę Hazze.
- Harry, masz wolny wieczór? Pusty dom, romansidła i miska popcornu.
- Brzmi bardzo kusząco, ale obiecałem Gemmie, że pójdę z nią i jej nowym chłopakiem na kolację. Chce nas ze sobą poznać- rzucił mi przepraszające spojrzenie.
- Aha- mruknęłam patrząc w podłogę.- Szkoda.
- Mogę zrezygnować i wywinąć się na przykład bólem głowy...
-Nie, nie. Idź, ona na ciebie liczy. Ja przeżyję, przecież to tylko duży, pusty i ciemny dom...
W mojej głowie powstały najróżniejsze wizje samotnego wieczoru; seryjny zabójca wpadający przez okno, upiorna dziewczynka wychodząca z telewizora, demon otwierający szafki w kuchni...
- Za dużo horrorów- powiedziałam do siebie.
- Wszystko w porządku?- Harry'ego chyba zaniepokoiło moje chwilowe odpłynięcie.
- W jak najlepszym- skłamałam.- Jestem tylko nienormalnym dzieckiem, które nadal boi się potworów.
A może to nie upiorów się bałam? Może po prostu samotności. Wtedy wracały wszystkie ciężkie myśli.
Wyszliśmy z klasy i poszliśmy w kierunku dużych przeszklonych drzwi. To była nasza ostatnia godzina lekcyjna. Zapytałam Harry'ego czy odprowadzi mnie do domu, ale ten wywinął się zakupami dla mamy. No trudno.
Nie chciałam wracać do mojego pokoju. Ani do salonu, ani do kuchni. Nie miałam ochoty znów robić tego samego. Dawno nie było mnie w księgarni. Ostatni raz, kiedy to Harry nieźle mnie zaskoczył... Nie chciałam do tego wracać. Skręciłam w lewo zaraz za budynkiem liceum i już po chwili stałam przed 'Bestsellerem'. Gdy weszłam do środka uderzył mnie zapach tuszu drukarskiego i zaparzonej kawy. Dla czytelników przewidziany był kącik z głębokimi fotelami i automatem do kawy. Trzeba było przyznać, że nawet miała nie najgorszy smak.
Minęłam dział z książkami kucharskimi kierując się do powieści fantasy, kiedy usłyszałam znajomy głos. 'Nie, zdawało mi się'- pomyślałam. Znowu to samo. Ten dziewczęcy śmiech poznam wszędzie. Wychyliłam się zza rogu, zerkając na 'kafejkę'. Wszędzie byłoby pusto, gdyby nie chłopak z dziewczyną zajmujący dwa czerwone fotele. Nie miałam zamiaru ich podsłuchiwać, naprawdę. Ale ciekawość wzięła górę, więc w końcu zostałam tam, gdzie byłam, wytężając słuch.
- Ona jest okropnie ciekawska, więc musimy być ostrożni- odezwała się Martyna.
Harry upił łyk kawy (co było dość dziwne, bo nigdy za nią nie przepadał) i odgarnął włosy z czoła.- Damy radę. Pójdziemy do mnie, więc tam raczej będziemy mieli czas spokojnie porozmawiać.
Nic z tego nie rozumiałam. Przecież jedno miało iść na lodowisko, a drugie na kolację...
- To jesteśmy umówieni- blondynka wstała z miejsca i zaczęła zakładać kurtkę. Musiałam szybko pobiec za jeden z regałów, żeby czasem mnie nie zauważyli. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Umawianie się u niego w domu, sekrety, okłamywanie mnie. 'Może oni... Jezu, Weronika ogarnij się'- skarciłam samą siebie w myślach. To było niedorzeczne, żeby oni ze sobą byli. Po prostu niemożliwe...
Nagle zorientowałam się, że wciąż siedzę schowana za książkami i ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Podniosłam się z podłogi i wyszłam na zewnątrz. Teraz nawet tutaj nie miałam ochoty siedzieć. Zrezygnowana skierowałam się w stronę domu, kiedy mój telefon zawibrował w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go, odczytując wiadomość.
'Od: Nath <3
Hej kochanie, mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku. Strasznie tęsknię :*'
'Do: Nath <3
Hej słońce. Nie jest źle. Może trochę... Ja też okropnie za Tobą tęsknię. Chciałabym żebyś tu był. Chyba już tylko Ty jesteś ze mną szczery... Wracaj szybko xx'
Odczytałam ponownie treść wiadomości. Brakowało mi go.
Schowałam telefon do kieszeni, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

* niem. 'piękny język niemiecki'
** franc. 'Proszę bądźcie cicho!'

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 10.


- Zgaście to światło. Zaraz głowa mi eksploduje- wyjęczałam, zasłaniając oczy dłońmi. Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że nie jestem w swoim pokoju. Było tu zbyt... biało? Śnieżne ściany, nieskazitelne łóżko na czterech metalowych nogach, no i te oślepiające jarzeniówki. To zdecydowanie nie był mój pokój. Przejechałam palcami po głowie, która okazała się owinięta bandażem lub czymś podobnym. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, teraz zaczynając powoli wszystko rozumieć.
- Co ja robię w szpitalu?- wyszeptałam, chcąc dodać sobie nieco pewności. Nadal krzywiąc się z powodu obolałej czaszki, podniosłam swoje ciało do pozycji siedzącej. Starałam się uchwycić choć skrawek wspomnienia wcześniejszych wydarzeń, co kosztowało mnie kolejny gwóźdź wbity w skroń.
Nie wiem ile czasu siedziałam w takiej pozycji. Ze stanu otępienia, bądź skupienia, zależy jak na to patrzeć, wyrwał mnie dopiero dźwięk zamykanych drzwi. Obejrzałam się za plecy, zawieszając wzrok na postaci mojego wzrostu o krótkich, starannie ułorzonych blond włosach.
- Nareszcie się obudziłaś. Martwiliśmy się- kobieta podeszła bliżej i czule mnie przytuliła.- Kiedy Harry zadzwonił, że znalazł cię nieprzytomną i jesteście w drodze do szpitala...
- Mamo, powoli. I od początku. Nie jestem jeszcze zbyt trzeźwo myśląca.
- Dobrze- blondynka wzięła głęboki oddech.- Więc wyszłaś po południu z domu, mówiąc że idziesz do Harry'ego. Obiecałaś, że wrócisz na kolację. Następne wydarzenia działy się bardzo szybko- mama usiadła obok mnie, opierając się dłońmi o materac.- Zadzwonił telefon. Poszłam odebrać. W słuchawce odezwał się Harry, mówiąc zdyszanym głosem, że znalazł cię nieprzytomną na chodniku, a teraz jedzie z tobą do szpitala. Gdy dojechaliśmy z tatą na miejsce dowiedziałam się nieco więcej szczegółów.
Kiwnęłam lekko głową na znak, że uważnie słucham jej relacji.
- Podobno wybiegłaś z domu Harry'ego-kontynuowała.- Nie pytałam co było tego powodem ponieważ to jest sprawa między tobą a nim. Więc dalej. Harry pobiegł za tobą, bo chciał z tobą porozmawiać, ale znalazł cię... w złym stanie. Nawet nie wiesz jak się denerwowałam. Piotruś, gdy tylko się dowiedział, zaczął płakać. On kocha cię bardziej niż to okazuje.
Przez chwilę analizowałam jeszcze słowa mojej rodzicielki po czym po prostu wtuliłam się w nią, jak mała dziewczynka.
- Czemu życie musi być tak skomplikowane?- wymamrotałam z twarzą schowaną w jej ramieniu.- Czemu kiedy jesteśmy szczęśliwi, nagle wszystko zaczyna się sypać?
- Nie wiem, kochanie. Tak już jest w tym naszym świecie. Nic nie trwa wiecznie.
- Nie pomogłaś mi zbytnio.
- Córcia, powinnaś porozmawiać z Harry'm. On jest tutaj już od paru godzin, siedzi i czeka aż się obudzisz. Obwinia się, że to przez niego wybiegłaś na taką pogodę.
- To po części jest jego wina...
Mama obdarzyła mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Ale masz rację.
- Pójdę po lekarza, a potem porozmawiasz ze swoim Romeem- chciałam zaprzeczyć, ale mama przerwała mi gestem dłoni.- Myślę, że spokojnie mogą cię już wypisać.
Dostałam całusa w czubek głowy i opiekuńczy matczyny uścisk. Znów zostałam sama pośród tych przeraźliwie idealnych białych ścian.

*  *  *

Rozmowa z Weroniką wytrąciła mnie z równowagi. Dotarło do mnie jak bardzo za nią tęskniłam. Nie miałam komu opowiedzieć o tym co dziś robiłam, ani z kim podzielić się wrażeniami z randki. 
Brakowało mi jej.
Chwyciłam za telefon, aby oddzwonić do przyjaciółki, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Obiecałam sobie, że zrobię to przy najbliższej okazji.
Rzuciłam okiem na własne odbicie w lustrze, przygładziłam dłońmi fałdki brązowej spódniczki i w pośpiechu zbiegłam na dół.
- Nie zapomnij, że wieczorem przyjeżdża Oliwka, twoja kuzynka- zawołała moja mama z pokoju obok.- Bardzo chce się z tobą zobaczyć, nie spóźnij się.
- Dobrze, mamuś. Pa- odpowiedziałam, wciągając na nogi botki. Złapałam jeszcze skórzaną kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Łukasz czekał oparty o drewnianą balustradę. Gdy tylko mnie zobaczył, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Hej, piękna- ucałował mnie w policzek.
Rumieniąc się lekko, odwzajemniłam uśmiech.- Hej. To co, jakie plany?
- Parę ulic stąd znalazłem całkiem przytulnie wyglądającą kawiarnię.
- Kawa to coś, czego mi trzeba. Prowadź.
Droga minęła nam zadziwiająco szybko. Ani na chwilę nie przestając rozmawiać i śmiać się, weszliśmy to oszklonego budynku z szyldem 'Cafe de Marcel'. Pomieszczenie utrzymane w odcieniach brązu i karmelu wręcz przyciągało zapachem świeżo mielonej kawy. Zajęliśmy miejsce na kanapie usłanej miękkimi poduszkami. Podczas gdy Łukasz poszedł złożyć zamówienie, ja zerknęłam na ekran telefonu. Niestety brak wiadomości (od Weroniki).
Szatyn wrócił do stolika, stawiając przede mną talerzyk z kawałkiem czekoladowego ciasta. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i zabrałam do pałaszowania murzynka.
- Tak się zastanawiałem... Jest wrzesień. Niedługo będzie ten jesienny bal w naszym liceum i...- chłopak spuścił głowę, nerwowo pocierając dłonie.- Chciałem cię zapytać czy wiesz już z kim pójdziesz.
Przełknęłam spory kęs ciasta o mało co się nie dławiąc.
- Nie myślałam jeszcze nad tym.
- Bo jeśli nie masz nikogo na oku, to może...- następne wyrazy wypowiedział tak szybko, że nic nie zrozumiałam. Zmarszczyłam brwi, tworząc pionową zmarszczkę pomiędzy nimi.
- Mógłbyś powtórzyć?
- Czy poszłabyś ze mną?- nieśmiało uniósł wzrok.- Na ten bal.
- Tak, bardzo chętnie- posłałam mu promienny uśmiech, żeby rozwiać jego widoczne obawy.
W kawiarni spędziliśmy jeszcze parę godzin, kompletnie tracąc poczucie czasu. Co chwilę znajdowaliśmy nowy temat do rozmowy, jak również wymówkę do przedłużenia spotkania. Łukaszowi zdarzyło się kilkakrotnie 'przez przypadek'  dotknąć mojej nogi bądź musnąć dłoń opuszkami palców. Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze i miłe łaskotanie w brzuchu. Za nic nie chciałam tego przerywać, ale w końcu na dworze zaczęło się ściemniać, paliły się już nawet latarnie uliczne. Drogę powrotną także przegadaliśmy bez chwili wytchnienia, lecz tym razem ze splecionymi dłońmi.
- Następnym razem ja wybieram miejsce- powiedziałam, kiedy stanęliśmy przed drzwiami mojego domu.
- Ja się dostosuję. Ważne jest tylko to, że będę tam z tobą- odgarnął mi kosmyk włosów w twarzy, głaszcząc delikatnie skórę na szyi.
- Cieszę się, że masz takie podejście- oblałam się rumieńcem aż po koniuszki uszu.- To do jutra. Widzimy się na perkusji.
- Do zobaczenia- z chwilą zawahania cmokną mnie w policzek. Kiedy był już na zakręcie, odwrócił się w moją stronę i pomachał na pożegnanie.
Cała w skowronkach otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Rzucając buty w nieokreślonym kierunku, a kurtkę razem z nimi, przeszłam do salonu i runęłam na sofę.
- Nareszcie jesteś- nagle obok pojawiła się moja mama. Nie chciałam psuć sobie nastroju, więc nawet nie uniosłam powiek by na nią spojrzeć.- Mogłabyś na mnie patrzeć, gdy do ciebie mówię.
- Mamo, proszę cię daj mi spokój. 
- Dzwoniła mama Weroniki.
Na te słowa poderwałam się na równe nogi w ułamku sekundy.
- Nie mogłaś tak od razu? 
- Nie. A teraz usiądź i się uspokój.
- Czy coś się stało?- spojrzałam na nią niepewnie, lekko mrużąc oczy. Nie pasowała mi ta dziwna nuta w jej głosie.
- Weronika miała wypadek. Aktualnie leży w szpitalu- widziałam, że ją także przejął ten fakt. Ale na pewno nie bardziej niż mnie. Doznałam szoku. Przecież rozmawiałam z nią parę godzin temu... Wtedy wszystko było w porządku. Albo tylko tak mi się zdawało...
Nie mogłam uwierzyć. Podczas gdy ja siedziałam sobie spokojnie w kawiarni, sącząc kawę z przystojnym chłopakiem, moja siostra leżała w szpitalu...
Bez słowa wyjaśnienia zerwałam się z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, a szyby w oknach aż zadrżały od tego wstrząsu. Nie zważając na dobiegające z dołu wołanie mamy, chwyciłam za telefon w pośpiechu wybierając numer przyjaciółki.
Czekałam jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Szósty. Cisza.
Ponowiłam próbę jeszcze kilkakrotnie, lecz bez skutku. Załamana i zła na samą siebie, że nie porozmawiałam z nią kiedy miałam na to okazję, rzuciłam się na łóżko.
Żal rósł w moim sercu, a łzy już same płynęły.
- Przepraszam cię- wyszeptałam w poduszkę i znów wybuchnęłam płaczem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj krótko, choć i tak jestem spóźniona. Bardzo spóźniona.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie bo po prostu nie jestem w stanie częściej dodawać postów.
Dziś pojawił się next tylko dlatego, że poświęciłam mój czas na naukę historii.
Kiedy będzie kolejny rozdział? Nie mam pojęcia. Postaram się aby przerwa nie była dłuższa niż tydzień, 
ale naprawdę nie mogę nic obiecać.
Pomijając moje wady, wy jesteście cudowni <3
O takiej ilości wejść mogłam sobie tylko marzyć.
Dziękuję, że nadal to czytacie i przepraszam jeśli nie odwiedzam waszych blogów regularnie.
W weekend na pewno to nadrobię. Każdy zobaczy moje wypociny pod swoim rozdziałem bądź postem :)
Obiecuję xx

środa, 9 października 2013

Przeszkadzajka

Dawno już nie było takich postów o niczym :D Tak wiem, kochacie mnie.
Ostatnio tyle się dzieje.
Polskie fanki na koncertach The Wanted.
Max w czapeczce "I ♥ Poland".
Word of Mouth (moje wydanie deluxe z podpisami chłopców już w drodze :D)
Ujawnienie całości Could this be love oraz kawałków reszty nowych piosenek z płyty.
Oczekiwanie na ogłoszenie koncertu w Polsce.
Nariana, Nariana everywhere.
Jay- wolny i do wzięcia :D
Ja już nie nadążam przez te wszystkie wydarzenia. Tyle wrażeń *-*
Do tego koncert ROOM94 w listopadzie, zaraz po moich urodzinach...
Chyba w nowym roku wybiorę się na miesiąc do sanatorium :)

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 9.

Piosenka na dzisiaj to The Wanted- Show me love ♥

Czułam ciepły oddech na karku. Jego dłonie głaskały materiał mojej sukienki. Poruszaliśmy się delikatnie w rytm muzyki. Wokół panował półmrok, więc nikt nie zwracał uwagi na naszą dwójkę.
Spokojnie bez żadnych obaw przed wścibskimi spojrzeniami, uniosłam wzrok na wysokość jego ust. W przygaszonym świetle jego twarz sprawiała wrażenie tajemniczej, skrywającej jakiś sekret. Przyglądałam się cieniom wędrującym po jego policzku.
Otworzyłam usta z zamiarem odezwania się lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamiast tego poczułam jak chłopak opuszkami palców gładzi moją szyję. Znów utonęłam w jego oczach.
- Doskonale wiesz, czego pragniesz. Poddaj się temu. Nie walcz.
Wypowiedź szatyna wywołała delikatne kołotanie w moim sercu. Mimo to zbliżyłam swoje wargi do jego, po chwili łącząc je w długim pocałunku. Czułam jak usta Harry'ego drgają w uśmiechu.
Potem wszystko się rozpłynęło. Nie było już muzyki ani chłopaka z lokami. Otworzyłam oczy. Jedyne co zobaczyłam to dwoje okrągłych oczu mojego futrzaka. Potarłam powieki wierzchem dłoni.
- Nienawidzę moich snów- powiedziałam do kota, który kompletnie nie wzruszony wylizywał sobie futerko.- Nienawidzę...
*  *  *
- Ponura ta jesień za oknem- pomyślałam. Oparłam głowę na dłoni zatrzymując wzrok na ekranie telewizora.- A w telewizji w kółko to samo.
Szare niebo i wiecznie lejący się z niego deszcz potrafiły dobić człowieka. Świat wydawał się wtedy taki pozbawiony kolorów.
Weekend dobiegał końca, więc wypadało ruszyć swoje cztery litery i zabrać się za odrabianie lekcji. Nauki miałam przynajmniej na kilka godzin, a do tego jeszcze w pakiecie referat. Żyć nie umierać.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Martyny. Gdy w głośniku rozbrzmiewał sygnał oczekiwania, ja modliłam się w duchu, aby przyjaciółka mnie nie zignorowała.
- Halo?
- Bałam się, że nie odbierzesz- odetchnęłam z ulgą.
- Tak, tą opcję też rozważałam.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co mogę jeszcze powiedzieć. Znów ją przepraszać? Nie, na nią to nie działało.
- Weronika, słuchaj jestem umówiona i muszę już kończyć.
- Aha... Szkoda. A mogę spytać z kim?
- Z Łukaszem- w tle słychać było szuranie, pewnie zakładała buty.
- Łukasz? Ten od perkusji? Nie wiedziałam, że się spotykacie- poczułam lekkie ukłucie zazdrości, że przyjaciółka zataiła przede mną ten fakt.
- To jest świeża sprawa i jak na razie nic pewnego. Umówiliśmy się dziś dopiero drugi raz. 
- Rozumiem.
- Ja naprawdę muszę już iść.
Przygryzłam wargę, wciąż czując napięcie między nami.- Jasne, nie będę cię zatrzymywać. Baw się dobrze.
- Dziękuję, pa.
Rozłączyła się. A mi było smutno. Rzuciłam telefon na łóżko i zbiegłam na dół.
To w tej części domu zazwyczaj toczyło się życie; Piotrek, mój młodszy o cztery lata brat, jak zwykle okupował telewizor wciągając mecz za meczem, mama krzątała się w kuchni wkładając powidła do słoiczków, a tata z zaskakującym skupieniem grzebał coś przy obudowie komputera.
Starałam się przejść obok 3/4 mojej rodzinki niezauważona, lecz niestety wszystko widzące oko mnie dostrzegło.
- Wychodzisz gdzieś?- mama wychyliła się zza framugi drzwi.
- Idę się przejść i może wpadnę do Harry'ego- nie zastanawiałam się zbytnio co powiedzieć, to była raczej decyzja podjęta w przeciągu paru sekund.
- A wyglądałaś może przez okno?
Kurde. Zapomniałam- No tak, pada deszcz. Założę kaptur od bluzy i jakoś przeżyję.
- Jak uważasz, tylko potem nie będzie opuszczania szkoły z powodu przeziębienia- blond głowa mojej mamy schowała się już z powrotem do kuchni, ale ja nadal czułam się jakby mnie obserwowała.
- Też cię kocham, mamuś. Będę na kolację.
Ubrałam się i wyszłam na zewnątrz. Lało jeszcze mocniej niż parę minut temu. Naciągnęłam na głowę kaptur, ręce schowałam w długie rękawy i ruszyłam biegiem na drugą stronę ulicy. Dom Harry'ego znajdował się pewnie nawet nie sto metrów od mojego. Ale przy takiej pogodzie zdawało mi się, że biegnę w jakimś niekończącym się maratonie.
W końcu mokra od stóp do głów, stanęłam przed drzwiami z numerem 21. Zapukałam niepewnie, nagle uświadamiając sobie jak fatalnie muszę teraz wyglądać. Z włosów na wycieraczkę kapała mi woda, a po makijażu zostały już pewnie tylko czarne smugi na policzkach. Gdy usilnie próbowałam doprowadzić się do ładu, w drzwiach stanęła mama Hazzy.
- Dzień dobry, Weronika. Dawno już cię u nas nie widziałam- obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry pani. Ostatnio jakoś nie miałam czasu, przez tą całą naukę- małe kłamstwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło.- Zastałam może Harry'ego?
- Tak, jest u siebie w pokoju. Proszę, wejdź, jesteś cała mokra. Dam ci ręcznik i suche ubranie bo jeszcze się rozchorujesz.
- Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba...- weszłam do środka podążając za panią Styles. 
- Trzeba, trzeba. Myślę, że rzeczy Gemmy będą na ciebie pasować.
Nie chciałam się z nią spierać, więc posłusznie odebrałam zielonkawy ręcznik, ciemne jeansy i bordowy sweter w norweskie wzory. Z całym tym asortymentem poszłam grzecznie do łazienki. Kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, o mało co nie krzyknęłam. Na głowie we wszystkie strony sterczały mi mokre strąki, a twarz... Powiedzmy, że wyglądem przypominałam pandę.
Możliwie najszybciej przebrałam się i doprowadziłam do przyzwoitego stanu. Włosy mimo że nadal wilgotne, teraz wyglądały już... Jak włosy.
Wyszłam z łazienki, gasząc jeszcze światło i podeszłam do drzwi po mojej prawej stronie. Zapukałam w przeszkloną część, ale chłopak najwyraźniej mnie nie usłyszał. Nacisnęłam klamkę zaglądając do środka. Harry siedział oparty plecami o łóżko, zewsząd otoczony zapisanymi bądź zgniecionymi kartkami. Chciałam się odezwać, lecz w tej chwili szatyn zaczął śpiewać.
- I saw in the corner there is a photograph, no doubt in my mind it's a picture of you.
It lies there alone on its bed of broken glass... Nie. Źle- zgniótł w dłoni kolejną kartkę i rzucił nią w moim kierunku.
- A mi się podoba- loczek poderwał się na nogi.- Przepraszam, że się tak skradam, ale pukałam.
- Weronika... To ja przepraszam, najwyraźniej nie słyszałem.
Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam bliżej i zajęłam miejsce obok niego, pośród tych wszystkich kartek.
- Co to za piosenka?
- Ja... sam ją napisałem- potarł ręką kark. Często tak robił i chyba już nieświadomie.- To znaczy piszę. Dość opornie mi idzie.
- Zaśpiewasz mi ją?
- Wolałbym nie. Z resztą niedługo i tak ją usłyszysz.
- Strasznie tajemniczy się zrobiłeś- podniosłam z ziemi kulkę papieru, którą wcześniej trzymał szatyn i rozwinęłam ją.
- Może i tak... Sam nie wiem.
- Don't let me go?- wskazałam na słowa zapisane u góry kartki.- To jest tytuł?
- Tak. Jakoś sam mi wpadł do głowy.
- Jest w porządku- uśmiechnęłam się.- Nawet bardziej niż w porządku. Podoba mi się.
- Cieszę się- czułam na sobie jego spojrzenie.- Naprawdę miło mi, że przyszłaś, ale mam jeszcze dużo pracy przy piosence...
- A mogę zostać? Proszę. Będę cichutko jak myszka. Obiecuję- zrobiłam słodkie oczka.
- Trudno będzie mi się skupić...
- Proszę- przytuliłam się do niego.
- Dobra. Ale masz być tak cicho, jakby cię tu nie było.
- Słowo harcerza- wstałam od razu ożywiona i wskoczyłam na łóżko.
- Przecież ty nigdy nie byłaś w harcerstwie- popatrzył na mnie z uniesioną brwią.
- Przestań się czepiać, a skup się na pisaniu.
Położyłam się wygodnie na brzuchu i obserwowałam jego ruchy. Podniósł z ziemi notatnik i zaczął pisać. Wcale nie szło mu aż tak źle, jak mówił. Na kartce widniała już pierwsza zwrotka i refren. Skrawek utworu, który słyszałam stojąc w drzwiach miał być zwrotką numer dwa.
Patrzyłam jak Harry zapisuje kolejne słowa i w pewnym momencie urywa ciąg liter.
- Nie wiem co dalej. Zaciąłem się- westchnął.
- Może: this bed was never made for two- oparłam się o jego ramię, zwisając w połowie z krawędzi łóżka.
- Dzięki...- spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Widzisz? A jednak dobrze, że zostałam- oboje wybuchnęliśmy śmiechem, a ja zsunęłam się całkowicie spadając na Harry'ego. Teraz śmialiśmy się jeszcze głośniej.
- Przepraszam cię- udało mi się powiedzieć między napadami głupawki.
- Nie masz za co. Ty możesz na mnie spadać, kiedy tylko chcesz.
Jego słowa zabrzmiały zbyt poważnie... Uniosłam na niego wzrok, orientując się, że przestał już się śmiać.
- Harry...- próbowałam protestować, gdy jego twarz była coraz to bliżej mojej. 
- Stanowczo nie jestem asertywnym człowiekiem- pomyślałam i w tej samej chwili poczułam znajomy smak na ustach. Smak jabłek i miętowej pasty do zębów. Całował mnie delikatnie, pieszcząc moje usta... Ale zaraz. Co ja wyprawiam?!
- Harry, przestań- odsunęłam go od siebie ręką.
- Ale...
- Pójdę już- podniosłam się na nogi, ale chłopak złapał mnie za rękę.
- Weronika, poczekaj.
- Nie, Harry. Nie rozumiesz? Nie możesz mnie całować, kiedy tylko masz na to ochotę!- wyrwałam mu się z uścisku i wybiegłam przez drzwi. Dotarłam do wyjścia i znów znalazłam się na deszczu.
- Cholera jasna...- zaklęłam w duchu przypominając sobie o ubraniach, które zostawiłam w łazience. Teraz nie miałam ochoty już po nie wracać. W ogóle nie powinnam była tu przychodzić.
Woda strumieniami lała mi się po twarzy, przysłaniając tym samym widoczność. Nie patrzyłam już gdzie biegnę, nie miało to dla mnie znaczenia. Przez chwilę zdawało mi się, że słyszę za sobą czyjeś kroki. Wciąż biegnąc, odwróciłam się lustrując wzrokiem chodnik, ale wszędzie było pusto. Ani śladu żywej duszy.
Biorąc pod uwagę moją niezdarność to co za chwilę się stało, było w jakimś stopniu do przewidzenia.
Nie zrobiłam nawet paru kroków, kiedy uderzyłam głową o coś twardego. Nie widziałam co to było dokładnie, bo zaraz po tym straciłam równowagę i runęłam na chodnik. Siła uderzenia była tak duża, że nie pamiętam, co działo się później. Straciłam przytomność.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*badum tssss*
Takie tam mrożące krew w żyłach zakończenie ;)
A więc jak zwykle jestem spóźniona, opóźniona i wszystko inne co
wiąże się ze zbyt długą przerwą między rozdziałami. Przepraszam i to bardzo.
Moje zaniedbanie wynika z tego, że po prostu nie miałam ani czasu ani weny.
Takie życie licealistki. W dodatku chorej prawie od tygodnia :c
Ale nie przynudzając, rozdział jest i liczę na wasze opinie, tam pod spodem *pokazuje na dół*,
pod dużym napisem KOMENTARZE. Bardzo dziękuję :3
PS 10 000 wejść?? Ojej... Nie wiem jak tego dokonaliście, ale Was kocham ♥

Jeszcze takie info.
Zostawiajcie adresy Waszych blogów w komentarzach, bo inaczej gubię się w tym wszystkim ;)

sobota, 14 września 2013

Rozdział 8.

Do rozdziału dorzucam Kings of Leon- Back Down South

Nie było chwili do stracenia. Głowę miałem pełną pomysłów, a czasu tak mało. Gemma miała rację, to była moja jedyna szansa. Musiałem zebrać się w sobie i stworzyć coś niezwykłego, ale prawdziwego. Kawałek tekstu, w którym zawarłbym całego siebie, wszystkie emocje i przeżycia. Nie było to łatwe zadanie, ale czasem trzeba podjąć wyzwanie, zaryzykować wszystko by zyskać to, co najcenniejsze.
Chyba znalazłem swoje motto życiowe.
Przekręciłem klucz w drzwiach pokoju, odcinając się od świata.
- Gdzie ja to... Aha- mruknąłem do siebie, wyciągając spod sterty ciuchów niebieski notes. Zgarnąłem jeszcze z biurka coś piszącego i zająłem miejsce przy oknie. Lubiłem czasem tu usiąść i obserwować okolicę. Był wrzesień, zbliżała się jesień- ulubiona pora roku Weroniki. 
Pamiętam, jak dziesięć miesięcy temu, w listopadzie zabrałem ją do posiadłości moich dziadków. Nieduży drewniany domek malowniczo położony nad stawem. Co roku zlatywały się tam chmary kaczek i łabędzi, tworząc jeszcze piękniejszy krajobraz. Ledwo zdążyłem pokazać dziewczynie okolicę, a ta już chciała wsiadać do łódki i łapać za wiosła. Niestety jedyna łódź była wtedy w trakcie odnowy. Obiecałem jej więc, że następną jesienią, w dzień jej siedemnastych urodzin, ponownie ją tu przywiozę.
Ale pozwoliłem jej odejść.
Zawiesiłem wzrok na pojedynczym złoto- brązowym liściu, który lada moment planował zerwać się z gałęzi i odlecieć. 
- Wspomnienia- wyszeptałem.

*  *  *

- Mogę już zdjąć przepaskę?- dotknęłam dłonią materiału, który przesłaniał mi oczy.
- Ależ ty niecierpliwa. Jeszcze chwilę musisz wytrzymać.
Z pomocą Nathana wygramoliłam się z wnętrza samochodu, stając na nogach. Wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku. Byliśmy w lesie. Czułam zapach sosen i mchu, słyszałam szum drzew poruszających się na wietrze. Gdy szliśmy, szyszki i uschnięte liście pękały nam pod stopami.
Od tamtego dnia, gdy odszukałam Natha na szkolnym korytarzu i rzucając się na niego, oznajmiłam że to będzie dla mnie zaszczyt jeśli zostanę jego dziewczyną, byliśmy nierozłączni. Uwielbiałam jego towarzystwo. Czułam się odprężona i wolna, jak gdybym mogła dokonać wszystkiego.
Ale dręczyło mnie poczucie winy. Przez niego nie miałam już czasu dla przyjaciół... Brakowało mi tej dwójki. Tęskniłam za poczuciem humoru Martyny i szalonymi pomysłami Harry'ego. Obiecałam sobie, że gdy tylko wrócę do domu, wybiorę numer każdego po kolei. 
- Doczekałaś się- ciepły szept owiał moje ucho.- Możesz odwiązać wstążkę.
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Przez chwilę energicznie mrugałam, przyzwyczajając oczy do dziennego światła. Pierwsze co ujrzałam to para błękitno-szmaragdowych tęczówek tuż przede mną. Przesunęłam wzrokiem ponad ramieniem chłopaka. Staliśmy na skraju lasu, tuż przy brzegu jeziora. Tafla wody falowała przy zetknięciu z chłodnymi podmuchami wiatru. Zaciągnęłam się rześkim powietrzem, czując jak wypełnia mi płuca.
- Przyprowadziłem cię tutaj, bo...- nieśmiało spuścił głowę.- Bo wyjątkowe słowa, wymagają wyjątkowego miejsca.
Popatrzyłam na niego, nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli. Starając się go ośmielić, wplotłam palce w jego jasną grzywę. Zadrżał pod moim dotykiem, unosząc wzrok na wysokość naszych oczu.
- Chodzi o to...
Nie czekając aż skończy, stanęłam na palcach, całując jego wargi. Chcąc wydłużyć pocałunek, oplotłam jego szyję ramionami, przyciągając go bliżej mojego ciała. Zachęcona dotykiem ciepłych dłoni na moich biodrach, jeszcze mocniej wpiłam się w jego rozpalone usta. Czułam jak rozciągają się w uśmiechu.
- Weronika- zdołał wyszeptać, zanim przygryzłam jego dolną wargę.
- Hmm?- wymruczałam.
- Kocham cię.
Przerwałam pieszczoty aby spojrzeć mu w oczy. Skrzył się w nich wciąż nasz namiętny pocałunek.
Z początku zaskoczona wyznaniem chłopaka, teraz promiennie się do niego uśmiechałam.
- Ja też cię kocham- odpowiedziałam chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.

*  *  *

- Dziękuję za przyjemną wycieczkę- powiedziałam, opierając się o samochód Natha.- Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- O, ja także- szatyn oparł dłonie po moich bokach, uniemożliwiając mi ewentualną ucieczkę.
Patrzył na mnie w tak pociągający sposób, że ani się obejrzałam, gdy nasze usta zaczęły toczyć bitwę na śmierć i życie. Włożyłam dłonie do tylnych kieszeni jego spodni, przylegając do niego całą powierzchnią ciała.
- Lepiej już pojadę- Nathan przerwał pocałunek.- Dobranoc.
- Coś się stało?
- Twój tata- chłopak kiwnął głową w stronę postaci stojącej za oknem.- Chcę jeszcze żyć.
Cmoknął mnie w czubek nosa i odjechał.
Udało mi się wejść do domu, unikając niezręcznych pytań. Zamknęłam na klucz drzwi prowadzące do mojego pokoju, chcąc przez chwilę odetchnąć. To był dzień pełen wrażeń. Na ustach wciąż czułam smak Nathana. Rzuciłam się z westchnieniem na łóżko. Pomimo uczucia szczęścia i pozostałości po motylkach w brzuchu, było mi smutno. Czułam się zagubiona... To wszystko przez tych facetów. Potrafią namieszać w głowie.
Musiałam odreagować. Jedyną osobą, która znała mnie na wylot i zawsze była w gotowości rzucić się za mną w ogień, była Martyna. Czasem śmiałam się, że jest moim księciem na białym rumaku, po czym ona dodawała, że co najwyżej na rowerze. Kochałam ją jak rodzoną siostrę, choć więcej nas różniło niż łączyło. To było chyba najpiękniejsze. Nie zależnie od moich wyborów, ona zawsze mnie w nich wspierała. Wybaczała każdy błąd bądź zbędnie wypowiedziane słowo. Nie zawsze się zgadzałyśmy, to normalne. Zdarzały się małe lub większe sprzeczki, ale któraś prędzej czy później wyciągała rękę do zgody. Nasza przyjaźń była chyba jedyną pewną rzeczą w moim życiu. Stracić ją mogłam tylko z własnej głupoty, nic innego nie było w stanie nas rozdzielić.
Sięgnęłam więc do kieszeni w poszukiwaniu telefonu. Przez chwilę zmagałam się z opcją zadzwonienia bądź napisania po czym wybrałam to bezpieczniejsze wyjście. Ostatnio trochę ją zaniedbałam i nie byłam pewna czego mogę się spodziewać. Wystukałam wiadomość "Przepraszam <3" i wysłałam ją.
Nie doczekałam się odpowiedzi, więc postanowiłam spróbować ponownie jutro.
Przez całą noc myślałam o mojej uśmiechniętej blondynce... Miałam nadzieję, że to nic poważnego i kiedy tylko się zobaczymy, wszystko będzie w porządku. Tylko to mogłam zrobić. Mieć nadzieję.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział dedykuję bardzo ważnej dla mnie osobie, którą straciłam na własne życzenie.
Czasami zostajemy postawieni w sytuacji bez możliwości dobrego wyboru.
Cokolwiek postanowisz, ktoś ucierpi. 
Wtedy trzeba posłuchać głosu serca. Hah... Jasne. Ale której połówki??
Każda krzyczy swoje...
Najgorszy dzień w moim życiu. Mam tylko nadzieję, że strata nie pójdzie na marne i ta "szczęśliwa" osoba doceni daną jej szansę...
To tyle ode mnie. Dobranoc </3

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 7.

Dzisiaj szczęśliwa siódemka :)
Dziękuję , że nadal to czytacie. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna <3
Przepraszam za wszelkie literówki, pomyłki bądź bezsensowne rzeczy ;D 
Ale bez anegdotki się nie obejdzie.
~ Ktoś ostatnio powiedział mi, że nadzieja zawsze zawodzi.
Ja i tak będę się jej trzymać, niezależnie od wszystkiego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piosenka na dzisiaj to Katy Perry- Teenage dream

- Wyszło bezbłędnie. Jestem z was dumny, dzieciaki. Wszyscy zaliczacie ten rok celująco.
Wysoki mężczyzna po trzydziestce wszedł do sali, gdzie zebrała się cała grupa. Poprawiając czarną grzywę, która opadła mu na czoło, z uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.
- Dziękujemy, to pana zasługa- odparłam.
Rzeczywiście, koncert przebiegł bez zarzutów. Chociaż czułabym się pewniej, gdyby Weronika była tam ze mną. Przyjaciółki powinny się wspierać w ważnych dla siebie momentach... Niestety reguły nieco ulegają zmianie, gdy w grę wchodzi chłopak.
Wymieniłam jeszcze parę uprzejmych słówek z naszym nauczycielem, po czym wyszłam z sali. Byłam gotowa do wyjścia, kiedy przypomniało mi się, że zostawiłam na scenie książkę z nutami. Tak właśnie działała moja niezawodna pamięć.
Z cichym westchnieniem zmieniłam kierunek marszu o 180 stopni. Sala, w której odbył się występ, była w rzeczywistości "pokojem próbnym" miejscowego domu kultury. Nic spektakularnego; nieduża scena umieszczona między czterema drewnianymi ścianami, podłoga wyłożona granatowym linoleum, a nad głową rzędy okrągłych okienek. Dość okazały żyrandol złożony z setek drobnych kryształków tworzył przyjemny dla oka dysonans z wyglądem sali. Skupisko obitych kraciastym materiałem foteli nadawało temu miejscu nieco kinowej atmosfery. Oświetlenie nie powalało na kolana, tak jak cała reszta, ale nikt specjalnie nie zwracał na to uwagi. Myślę, że po prostu większość mieszkańców przyzwyczaiła się do obecnego wyglądu sali.
Szurając białymi trampkami po wyblakłej wykładzinie, wgramoliłam się na scenę. Łukasz, wysoki brązowooki szatyn, z którym chodziłam na zajęcia, ukucnął przy sprzęcie nagłaśniającym, odłączając jakieś kabelki. Czarny t-shirt uwydatniał jego umięśnione ramiona. Złapałam się na lustrowaniu wzrokiem jego sylwetki.
- Hej- rzuciłam siadając obok chłopaka na podłodze.- Znowu zostawili cię z tym samego?
Spojrzał na mnie, posyłając promienny uśmiech.- Wiesz jak to jest. Chyba tylko ja wiem cokolwiek o tej kupie złomu- wzruszył ramionami, siadając naprzeciw mnie.
- W sumie masz rację.
- Wychodzisz już?- kiwnął głową w stronę dwuskrzydłowych drzwi.
- Tak, wróciłam się tylko po nuty.
Rok i sześć miesięcy. Dokładnie tyle czasu jestem zakochana w nim po uszy. Nawet nie przeszkadzała mi chropowata blizna na jego lewym policzku. Ona dodaje mu charakteru i jeszcze bardziej mnie do niego przyciąga. Rozważałam i to wielokrotnie poinformowanie go o moich uczuciach, ale jak prosto można się domyślić, nic z tego nie wyszło.
- Jeśli dasz mi jeszcze parę minut, będę mógł cię odprowadzić. Mieszkam tu niedaleko, więc po drodze moglibyśmy zahaczyć... na przykład o staw w parku?
- Pomóż mi znaleźć książkę, a odpowiedź będzie twierdząca.
Bez zbędnego ociągania, Łukasz podniósł się na nogi, otrzepując spodnie z kurzu. Gdy ja przeszukiwałam pudło pełne kartek wplątane w stertę kabli, szatyn zniknął gdzieś po drugiej stronie kurtyny.
- Czy przedmiot, którego szukamy jest prostokątny, w miękkiej oprawie z napisem "Perkusja"?- chłopak wydarł się na całe gardło.
- Nie krzycz tak, matole- wybuchnęłam śmiechem.- Tak, o to mi chodziło.
Jego sylwetka znów znalazła się w zasięgu jarzeniówek. Wyłonił się zza ciemnego materiału z książką w dłoni.
- Proszę- z uśmiechem podał mi znalezisko.- Teraz chcę nagrodę za mój wysiłek.
- Pomyślę nad tym- wrzuciłam nuty do torby i zwinnie zeskoczyłam ze sceny. Omijając rzędy krzeseł, zmierzałam do wyjścia.
- Hej, a ja?!- usłyszałam jak biegnie w moją stronę.- Miałem cię odprowadzić.
Zdyszany pojawił się obok mnie. Ja spokojnie i z ociąganiem sięgnęłam po telefon.
- Ciekawe ile razy będę jeszcze musiała zadzwonić do jaśnie panny Weroniki, zanim łaskawie odbierze- pomyślałam zirytowana. Ten cały związek z Nathanem zajmował każdą minutę jej życia. Nie miała już dla mnie tyle czasu... Tego dnia, gdy urwała się z kliku ostatnich lekcji, rozmawiałyśmy po raz ostatni. Przypadkiem dowiedziałam się od Harry'ego, że od teraz są oficjalną parą.
Co do Pirata, ja nadal jestem przekonana, że on czuje do naszej Weroniki coś więcej niż tylko przyjaźń. To w jaki sposób podążał za nią wzrokiem, mówił o niej z czułością, jakby była jego małą dziewczynką...
Zazdrościłam jej. Jeszcze do niedawna wiele bym dała, żeby to na mnie patrzył w taki sposób.
Przyjaźniliśmy się od piaskownicy. Dorastaliśmy razem. Patrzyłam jak ta dwójka zbliża się do siebie z roku na rok coraz bardziej. Nie powiem, bolało.
Z czasem zmądrzałam i postanowiłam żyć dalej. Harry wolał ją, ja to wiedziałam.
- Martyna- ocknęłam się słysząc swoje imię.- Wszystko w porządku?
- Tak...- zmusiłam się do uśmiechu.- W najlepszym.

*  *  *
Ona miała najbardziej zaraźliwy śmiech na całym świecie. Wariatka... I do tego zdolna. Występ wypadł lepiej niż się spodziewałem. Martyna zmiotła resztę dzieciaków ze sceny. Gdyby nie ona, ta banda amatorów nie dałaby rady.
Przez kilka ostatnich dni, nasza trójka... była już tylko dwójką. Weronika miała Nathana... Teraz liczył się dla niej tylko on.
To cholernie bolało.
Ale nie mogłem zamknąć się w pokoju i użalać nad sobą, bo nie byłem jedyną porzuconą osobą. Martyna mnie potrzebowała. Poszedłem więc na jej koncert, mimo że pewnie nawet o tym nie wiedziała.
Kiedyś było lepiej, wszystko było łatwiejsze. Mogliśmy w trójkę gadać godzinami o niczym, robić z siebie idiotów nie zważając na opinię innych. Letnie wieczory spędzaliśmy nad jeziorem, zimowe po uszy w śniegu rzucając się śnieżkami. Wtedy miałem Weronikę tylko dla siebie... Ale schrzaniłem to. Straciłem tyle szans.
- Wróciłem- zawołałem, rzucając się na sofę w salonie. Chwilę zajęło zanim zdałem sobie sprawę z czyjejś obecności. W puchatym fotelu naprzeciwko mnie siedziała Gemma. W drobnych dłoniach ściskała kubek z czarnym płynem. Jej wzrok, choć jak zawsze łagodny, uważnie lustrował moją twarz. Starsza siostra była jedyną osobą, która dokładnie wiedziała, kiedy coś u mnie nie gra.
- Opowiadaj.
- Nie rozumiem...- ściągnąłem brwi, tworząc pionową zmarszczkę pomiędzy nimi.
- O tej dziewczynie- uniosłem się z zamiarem zaprzeczenia.- Harry, zawsze chodzi o dziewczynę. Więc?
Opowiedziałem jej, co mnie gryzie. Miło było wygadać się komuś, kto słuchał i nie osądzał. 
Spędziliśmy resztę dnia tylko we dwójkę, jak za dawnych czasów. Pożarliśmy tonę pianek i kilka tabliczek mlecznej czekolady. Odprężyło mnie to. Póki nie wróciłem myślami do popołudnia w księgarni...
- Co chcesz zrobić? Będziesz o nią walczył?- Gemma położyła się na łóżku obok mnie.
- Chciałbym...Ale ona jest szczęśliwa z nim, nie ze mną.
- Nie wiesz czy z tobą by nie była.
Zakryłem twarz poduszką. Czemu w życiu zawsze musiałem mieć pod górkę?
- Przepraszam, że pytam w takim momencie, bo pewnie nie masz teraz do tego głowy, ale...
- Co jest, Gem?
- Pamiętasz naszą rozmowę o przesłuchaniu...? Jesteś naprawdę świetny, masz do tego dryg. Nie pozwól, żeby złamane serce zamknęło ci drzwi do wymarzonej przyszłości.
Zamyśliłem się. Jak zwykle miała rację. Planowałem to od kilku lat. To była moja szansa.
- Mam nadzieję, że szybko podejmiesz decyzję. To już za tydzień.
Moje serce przyśpieszyło, a oddech stał się głębszy. Trema? Harry, weź się w garść. Zrób to dla niej. Idź tam i pokaż ile jesteś wart. Zaśpiewaj jakby zależało od tego twoje życie.


Rozdziału 8. możecie oczekiwać, gdy pod tym postem będzie min 10 komentarzy ;**
(Ty wariatko się nie liczysz, twoje będę liczyć jako jeden)

sobota, 24 sierpnia 2013

Wyjątkowy imagin

Przepraszam Was bardzo, po pewnie spodziewaliście się nowego rozdziału, a tutaj kolejny odbiegający od tematu post. Obiecuję, że najpóźniej w niedzielę dodam 7. rozdział.
Na dzisiaj przygotowałam imagin specjalnie dla mojej przyjaciółki, z okazji ważnego dla niej święta :)
Mam nadzieję, siostra, że Ci się spodoba ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dołączam jeszcze piosenkę Union J- Fix You

- Zapomniał.
- Nie masz pewności- brunetka rzuciła spojrzenie przyjaciółce.- Dzień się jeszcze nie skończył.
Było chłodne sierpniowe popołudnie. W powietrzu wisiała zapowiedź kończących się wakacji, lecz nikt nie chciał na razie o tym myśleć. Wspomnienia gorących poranków i wietrznych wieczorów nadal dawały poczucie wolności.
Wysokie sosny szumiały nad głowami dziewczyn. W tej okolicy była to najpiękniejsza pora. Tafla jeziora spokojnie falowała głaskana podmuchami letniego wiatru. Blondynka przyjeżdżała tu do rodziny,odkąd pamiętała. Za którymś razem podczas spaceru, znalazła to miejsce. Nieduży podest, zanurzony częściowo w wodzie, otoczony zewsząd kwiatami wodnej lilii.
Dzisiaj postanowiła wtajemniczyć także swoją przyjaciółkę. Dzieliła się z nią wszystkimi sekretami, bo ta była dla niej jak siostra.
- Słońce, popatrz na mnie- brunetka dotknęła ramienia przyjaciółki.- Znam George'a na tyle, aby wiedzieć, że on nigdy nie zapomniałby o waszej rocznicy.
- Naprawdę tak myślisz?- twarz Martyny delikatnie się rozjaśniła.
- Jestem tego pewna.
Żadne słowa nie były tu już potrzebne. Weronika przytuliła opiekuńczo przyjaciółkę, głaszcząc przy tym jej potargane od wiatru włosy.
- Nie będziesz miała mi za złe jeśli wrócę już do domu? Obiecałam mojemu niecierpliwemu chłopakowi, że zadzwonię do niego po południu.
- Pewnie, że nie- Martyna zmusiła się do uśmiechu.- I tak już bardzo mi pomogłaś. Posiedzę tu jeszcze chwilkę i też zaraz wrócę.
- Dziękuję, siostra- brunetka ucałowała towarzyszkę w policzek i ruszyła w stronę ścieżki biegnącej przez las.
Dziewczyna nie miała zbyt wiele czasu dla siebie, bo po chwili jej rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
- Halo?
- Hej kochanie- w głośniku rozległ się radosny głos.- Co robisz?
- O, George... Nic specjalnego. Korzystam z ostatnich chwil swobody.
- Czyli rozumiem, że nie masz planów na resztę dnia?
Blondynka poczuła łaskotanie w brzuchu. Nagle powróciła jej nadzieja, że chłopak jednak szykuje coś specjalnego.
- Raczej jestem wolna. A mogę wiedzieć, czemu pytasz?
- To bardzo dobrze, bo dzisiaj jest idealny dzień na świętowanie- George ani przez chwilę nie tracił entuzjazmu.
- Świętowanie czego?- Martyna uśmiechnęła się w duchu.
- Jak to czego?- zapytał wyraźnie zdziwiony.- Końca wakacji!
Martyna miała wrażenie, że ktoś zdzielił ją patelnią w głowę. Rozczarowanie wycisnęło jej łzy z oczu. Oparła się dłonią o deski, bo świat jakby nagle zaczął szalenie kręcić się w kółko.
- Umówiłem się już z chłopakami, że wieczorem robimy ognisko nad brzegiem jeziora. Gdybyś mogła to przekaż też zaproszenie Weronice.
- Tak... Jasne. Nie ma problemu- dziewczyna odparła cicho.
- Skarbie, muszę już kończyć. Widzimy się wieczorem- George pożegnał się i zakończył rozmowę.
Martyna siedziała jeszcze przez chwilę wpatrując się w ekran telefonu.
- Czyli jednak zapomniał- powiedziała szeptem do siebie.
Nie miała ochoty dłużej samotnie się nad sobą użalać. To nie był jeszcze powód, żeby robić z siebie ofiarę losu. Podniosła się i najpewniej jak tylko mogła ruszyła przez las w stronę domu.
Zaraz po przekroczeniu progu zrzuciła z nóg białe trampki i wbiegła po schodach do swojego tymczasowego pokoju. Spodziewała się spotkać w nim przyjaciółkę, ale zastała tylko kartkę wyrwaną ze szkicownika brunetki, rzuconą na łóżko.
"Przepraszam, że nie dotrzymam ci towarzystwa, ale wypadło mi coś ważnego. Myślę, że wiesz już o ognisku, Geo na pewno do ciebie zadzwonił. Ja dowiedziałam się od mojego księcia ;) Siostra jeszcze raz cię przepraszam, mam nadzieję, że dasz sobie radę. Zobaczymy się wieczorem xx
Weronika"
Dziewczyna odłożyła list na szafkę i sama runęła na łóżko. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień... Na pewno nie przewidziała, że chłopakowi kompletnie wyleci on z pamięci, a przyjaciółka wybyje gdzieś ze swoją miłością.
W takiej sytuacji jedynym wyjściem, żeby zagłuszyć żal i rozczarowanie oraz uchronić się od potoku łez była czekolada z dodatkiem głośnej muzyki. Wyciągnęła z szuflady napoczętą tabliczkę mlecznego cudu, wetknęła słuchawki w uszy i z głosem podkręconym do granicy wytrzymałości telefonu włączyła jej ukochaną piosenkę. Pogrążona w swoim własnym świecie nie zauważyła, gdy mijały godziny. Ocknęła się dopiero, kiedy lista utworów dobiegła końca, a słońce za oknem powoli zaczęło wędrować ku dołowi. W pośpiechu przebrała się w ciepły czarny sweter, zabrała komórkę i zbiegła na dół w poszukiwaniu butów. W ekspresowym tempie znalazła się na ścieżce przed domem. W tej chwili zdała sobie sprawę, że tak właściwie to nie wie, w którym miejscu dokładnie ma odbyć się spotkanie...
Napisała do przyjaciółki krótką wiadomość i równie szybko dostała odpowiedź.
"Idź za światełkami ;*"- głosił sms.
Patrzyła się na tekst jak idiotka, nic nie rozumiejąc. Przecież, gdzie w środku lasu mogła znaleźć światełka... I wtedy, między gęstymi gałęziami sosen dostrzegła ledwo widoczne jasne punkciki. Poszła w tamtym kierunku. Już po chwili znalazła się na ścieżce oznaczonej dziesiątkami świeczek. Skierowała się powoli w miejsce, gdzie prowadziły ją ogniki. Rzeczywiście dotarła nad brzeg jeziora, tyle że... była tam zupełnie sama.
Obok miejsca, w którym stała, przycumowana była do brzegu nieduża błękitna łódka. Unosiła się i opadała zgodnie z delikatnym ruchem falowania wody.
- Wszystkiego najlepszego- za jej plecami odezwał się znajomy głos.
Dziewczyna odwróciła się do chłopaka z uśmiechem na malinowych ustach. Żadne z nich nie musiało już nic mówić. Słowa były tu całkiem zbędne. Liczyli się tylko oni. Blondynka z dłońmi obejmującymi twarz chłopaka. Szatyn z oczami błyszczącymi w blasku świec. Liczyła się tylko ta chwila.
- George...- wyszeptała.
On tylko delikatnie przyłożył palec do jej rozpalonych ust. Ujął jej dłoń i poprowadził w stronę przycumowanej łódki. Najpierw pomógł zająć miejsce dziewczynie, po chwili usiadł na przeciwko niej. Bez słowa, wpatrując się ukochanej w oczy, wypłynął na środek jeziora.
- Byłam pewna, że zapomniałeś- Martyna przerwała panującą ciszę.
- Jak mógłbym zapomnieć? Kocham cię. I chcę ci to okazywać każdego dnia, o każdej porze, rano i wieczorem, kiedy jesteś szczęśliwa i kiedy masz zły humor. Niezależnie od tego czy masz na sobie elegancką suknię czy słodką piżamkę. Podczas codziennej rutyny, jak i w tak szczególne dni jak ten. Zawsze.
Po tych słowach ujął jej dłonie, zamykając je w swoich. Powietrze było czyste, wręcz budziło do życia, gdy ich twarze zbliżały się do siebie. Pocałunki może delikatne, przepełnione były uczuciem. Zupełnie jak za pierwszym razem... Zawarte były w nich wspomnienia i obietnice. Oraz prośba o wieczność.
- Kochanie- zaczął chłopak, gdy ich usta znów dzieliła wolna przestrzeń.- Chcę być twoją codziennością. O nic innego nie proszę.
- Prośba przyjęta- dziewczyna znów połączyła ich usta w czułym pocałunku.
Ten dzień pomimo pozornego rozczarowania, zapamiętała na długo. Kiedy powraca do niego myślami, wciąż czuje na twarzy podmuchy letniego wiatru, a przed sobą widzi uśmiechniętą twarz George'a.
Tak jak obiecali sobie tamtego sierpniowego dnia, są razem do tej pory. Cieszą się każdą wspólnie spędzoną chwilą, z minuty na minutę kochając się coraz bardziej. Wiedzą, że ich miłość jest wieczna.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 6.

Piosenka na dziś The Wanted- We Own The Night <3

Nigdy nie zapuszczałam się w ten rejon szkoły. Lewe skrzydło nie było specjalnie odwiedzane przez uczniów. Większość zajęć odbywała się w drugiej części budynku. Nic dziwnego. Tutaj ze ścian płatami odchodziła wyblakła niebieska farba, a podłoga miała więcej dziur niż sweter, który dostał się w łapy mojego kota. Gdyby tego było mało, niewielka smużka światła, która cudem przedzierała się przez pokryte brudem okna, nie rozjaśniała zbytnio drogi.
Z trudem, co chwilę zahaczając czubkiem buta o skazy w podłodze, dowlokłam się do drzwi prowadzących na ogród. Otworzyły się z piskiem ukazując niedużych rozmiarów działkę. Trawa była tutaj niezbyt zielona, bardziej żółtawo- brunatna. Ktoś widocznie chciał odwrócić od tego uwagę, sadząc wzdłuż ogrodzenia krzaki hortensji. Kwiaty rzeczywiście dodawały uroku temu miejscu, pomimo rozpoczynającego się już okresu przekwitania.
Nathan czekał oparty o zachodnią ścianę, w miejscu gdzie mury budynku stykały się z drewnianym ogrodzeniem. Było ono na tyle wysokie, że to co kryje się za nim, można było sobie tylko wyobrażać.
- Zaczynałem się denerwować, że nie znalazłaś mojego cudownie obmyślanego liściku.
- Więc po co kazałeś mi się tu fatygować?- zapytałam, stając obok niego.
Chłopak podniósł z ziemi plecak i jednym ruchem zarzucił go sobie na ramię. Przez chwilę patrzył się na mnie z uśmiechem, gdy nagle zmarszczył brwi, zatrzymując wzrok gdzieś ponad moimi oczami.
- Co ci się stało w czoło?- uniósł dłoń i delikatnie musnął moją twarz.
Wyjęłam lusterko z torby aby przyjrzeć się temu, co tak zmartwiło Nathana. Rzeczywiście nie wyglądało to najlepiej. Na samym środku czoła bardzo wyraźnie odznaczał się zielony siniak. Szatyn przyjął jeszcze bardziej niezrozumiały wyraz twarzy, kiedy wybuchnęłam śmiechem.
- Czy coś mnie ominęło?- zapytał zdezorientowany.
- Nie, po prostu... Historia... Stół... Przed wczoraj... - dukałam pojedyncze słowa, wijąc się ze śmiechu. Kiedy udało mi się opanować i zapewnić Nathana, że wszystko ze mną w porządku i nie potrzebuję lekarza, powtórzyłam moje pytanie odnośnie celu tego spotkania.
- Bo widzisz, ostatnio bywam tutaj dość często, bo jest to chyba jedyne ciche miejsce na terenie szkoły- wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić ku krzakom hortensji.- I za którymś razem ciekawość wygrała.
- Do czego zmierzasz?- patrzyłam na niego uważnie.
W tym momencie puścił moją dłoń i, zanim zdążyłam pojąć, co planuje, podciągnął się na ogrodzeniu, przeskakując na drugą stronę.
- Yyy... Nathan?- zawołałam, zbytnio nie wiedząc co mam teraz robić. Stałam tam dłuższą chwilę, póki zza płotu nie wyłoniła się głowa z ciemnoblond czupryną.
- Wskakujesz? Złapię cię, księżniczko.
Nie musiał powtarzać dwa razy, motywacja była wystarczająca. Nad ogrodzeniem pierwsza przeleciała moja torba, teraz była kolej na mnie. Stanęłam na palcach, aby chwycić górną krawędź i podciągnęłam się z całej siły.
- Nie było tak źle- pomyślałam przekładając nogi na drugą stronę. Wtedy spojrzałam na dół. Niby nic wielkiego, ale bez pomocy nie skoczę, nie mam mowy.
- Nie bój się- zachęcał mnie chłopak, stojąc z otwartymi ramionami.
Zamknęłam oczy i zsunęłam się z ogrodzenia. Chwilę później stałam już w objęciach Natha. To był idealny moment na pocałunek, rodem z tandetnego romansidła. Uniosłam głowę, a nasze usta znalazły się na tej samej wysokości. Ale on tylko szeroko się uśmiechnął. Podniósł z ziemi moją torbę i zawiesił mi ją na ramieniu.
- Chodź, mam dla ciebie niespodziankę- wyszeptał tuż obok mojego ucha, łaskocząc je oddechem.
Dopiero teraz oderwałam od niego wzrok i rozejrzałam się po miejscu, w którym się znaleźliśmy. Z moich ust wyrwało się ciche westchnienie. Wszędzie pełno kwiatów, lilie, chabry, róże wszelkiego koloru, goździki... Do tego kilkanaście drzew owocowych, a pod stopami soczyście zielona trawa.
- Tu jest pięknie. Już wiadomo dlaczego postarali się o tak wysokie ogrodzenie.
Po tych słowach zorientowałam się, że Nathana nie ma już obok mnie. Stał kawałek dalej, między dostojną gruszą a skupiskiem fioletowych goździków. Tuż za nim rozłożony był duży niebieski koc, który zdobiła taca pełna owoców oraz miseczka po brzegi wypełniona bitą śmietaną.
Wolnym krokiem zbliżyłam się do niego, wciąż oszołomiona tym, co dla mnie zrobił.
- Zapraszam. Te pyszności same się nie zjedzą- gestem ręki wskazał mi miejsce.
- Sam to wszystko przygotowałeś?- zapytałam, sadowiąc się obok śmietany.
- Sam- posłał mi promienny uśmiech.- A co podoba się?
- Ja już się nie mogę doczekać co uszykujesz na sobotę. Uchylisz rąbek tajemnicy?
Przysunął się do mnie, wciąż z uśmiechem na twarzy.- Nie ma mowy.
Dzięki Nathanowi odprężyłam się i zapomniałam o dzisiejszym sprawdzianie z historii. Byliśmy tylko my i nasz sekretny ogród. Rozmawialiśmy o sobie, naszych zainteresowaniach i planach na przyszłość. Dowiedziałam się, że jego pasją jest śpiew do tego umie grać na pianinie. Miłe zaskoczenie, bo mało który chłopak mówiłby o tym tak otwarcie.
- Zajmujesz się muzyką tak bardziej na poważnie czy raczej traktujesz to jak hobby?- oparłam głowę na dłoni i wgryzłam się w soczystą truskawkę.
- Z początku było to tylko zamiłowanie, ale z czasem przerodziło się w pasję. Teraz razem z czterema kumplami mamy zespół... A w każdym bądź razie mieliśmy- przerwał żeby wziąć kolejny gryz jabłka.- Ja wyjechałem do Polski, a oni zostali w Gloucester, w UK.
- Nie utrzymujecie już kontaktu?
- Nadal się przyjaźnimy. Odwiedzają mnie czasami- wyrzucił ogryzkę w trawę.- Może ich poznasz.
- Mam taką nadzieję.
- Weronika...
Uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Nie spodziewałam się zobaczyć jego oczu zaledwie parę centymetrów przed sobą. - Tak?
- Lubię cię. Bardzo cię lubię.
Byłam stracona. Tak jak moja czerwona twarz.
- To jest nas dwoje- udało mi się wydukać zanim jego usta odszukały moje.
Smakował świeżymi owocami. Miał takie miękkie usta... Skarciłam się w myślach, że porównuje je do warg Harry'ego. Oni byli całkowicie różni. Nathan pewny siebie i przez to tak pociągający, a Harry uroczo nieśmiały, choć czasem też potrafił zawalczyć o swoje.
Odsunęłam się delikatnie żeby dyskretnie zetrzeć łzę płynącą po policzku. Po chwili poczułam opuszki palców głaszczące mój podbródek.
- Może to pytanie zabrzmi odrobinę dennie, ale czy chcesz się ze mną spotykać? Na stałe.
Uśmiechnęłam się i splatając nasze dłonie odpowiedziałam.- Nie było denne. W żadnym calu.
- Więc?
W tym momencie w mojej torbie rozbrzmiał dzwonek telefonu. Przez chwilę chciałam po prostu go odebrać, ale zmieniłam zdanie widząc imię przyjaciółki na wyświetlaczu. Oddzwonię do niej wieczorem.
Odrzuciłam połączenie przy okazji zerkając jeszcze na godzinę.
- O rany, jak późno. Kiedy ten czas tak szybko zleciał?- przejechałam dłonią po włosach.
- Musisz iść?
- Zobaczymy się jutro- z chwilą zawahania przysunęłam się do niego i delikatnie pocałowałam.- Dziękuję za wspaniałe popołudnie.
- Proszę bardzo, księżniczko. Leć już, ja posprzątam.
- Na razie- zawołałam przez ramię kierując się do ogrodzenia. Tym razem poszło mi dużo sprawniej z przedostaniem się na drugą stronę. Byłam zbyt szczęśliwa, żeby martwić się jakimś upadkiem. I mogę przysiąc, że opuszczone skrzydło szkoły w ciągu tych paru godzin stało się jakby jaśniejsze.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział z dedykacją dla bardzo dobrego przyjaciela.
Czasem miło tak razem ponarzekać i podzielić się nienawiścią do jednego wroga.
Zwłaszcza jeśli jest nim człowiek- gremlin XD
Dziękuję.
Na dzisiaj tyle, bo dosłownie ręce mi odpadają.
Dobranoc xx

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 5.

Piosenka na dzisiaj to Birdy- 1901

- Musiałeś mnie pocałować? Akurat dzień przed sprawdzianem z historii?!
Ze złością uderzyłam głową w stół. Syknęłam , kiedy moją czaszkę przeszył nieznośny ból. Wielki fioletowo- zielony siniak po środku czoła był w tej sytuacji nieunikniony.
Już od ponad godziny próbowałam skupić się nad materiałem, który obejmowała praca klasowa, ale to była syzyfowa praca. Kiedy już udawało mi się opanować choć jedną datę, w głowie znów pojawiał się obraz Harry'ego w księgarni, a cała wiedza znikała w oka mgnieniu. Nigdy nie miałam pamięci do cyfr, a tym bardziej związanych z historią.
Dałam za wygraną. Historia: 1 Weronika: 0. 
Odchyliłam się na krześle, krzyżując nogi na stole. Wplotłam palce we włosy, pozwalając im swobodnie zwisać ku podłodze. Przygryzając czerwony ołówek, myślałam nad jutrzejszym dniem. Spotkanie z Loczkiem po tym, co wydarzyło się dzisiejszego popołudnia nie będzie łatwe. Ale z drugiej strony, zerwanie z nim kontaktu od tak, było by z mojej strony obrzydliwym przejawem tchórzostwa. Nie chciałam tego spaprać, nie po tylu latach przyjaźni.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Próbując wstać z krzesła, aby sprawdzić kto dzwoni, o mało co nie narobiłam sobie kolejnych siniaków do kolekcji. Sięgając po komórkę, wetknęłam sobie ołówek za ucho. Na ekranie wyświetlał się nieznany numer. 
- Tak?- odezwałam się.
- Hej, Weronika. Tutaj Nathan- przywitał się chłopak.
Przez to zamieszanie z Harry'm kompletnie zapomniałam o Nathie. Uśmiechnęłam się do siebie słysząc jego głos. Miło będzie choć na chwilę zapomnieć o gwarantowanej jedynce z historii.
- Hej. Nie sądziłam, że zadzwonisz.
- Jak mógłbym o tobie zapomnieć?- jego głos wywoływał delikatne łaskotanie w brzuchu.
- To wcale nie takie trudne.
- Z mojego punktu widzenia, niewykonalne.
Niechciany rumieniec jak zwykle oblał moje policzki. To było jak chodzenie z wielkim transparentem "Hej, uwaga! Ten chłopak mi się podoba!".
- Więc- odchrząknął.- Załóżmy tak czysto hipotetycznie, że zaprosiłbym cię na randkę. Zgodziłabyś się?
Bo po tej aferze w kawiarni nie wiem czy chcesz się jeszcze ze mną spotykać...
- Hmm. Myślę że, oczywiście czysto hipotetycznie, mogłabym się z tobą umówić, ale to by zależało od tego czy jest szansa na więcej  niż jedno spotkanie- odparłam, starając się nie chichotać ze szczęścia.
- Czyli mogę cię porwać w tą sobotę?
- Porwać? No nie wiem. Mama ostrzegała mnie przed takimi chłopakami- droczyłam się z nim.
- Takimi?- zapytał z zainteresowaniem.
- No wiesz, zawracają dziewczynom w głowach, czarują pięknym uśmiechem i potem nie ma już odwrotu, wpadasz po uszy.
- Zawróciłem ci w głowie?
- Przecież ja nic takiego nie powiedziałam- przygryzłam wargę, powstrzymując szeroki uśmiech.
- A więc to tak chcesz sobie pogrywać- jego głos przybrał łobuzerski ton.- Dobrze.
- Co z tą sobotą?- usiadłam na brzegu łóżka, wyglądając przez okno. Księżyc zajął już swoje miejsce na niebie, a słońce zniknęło za linią horyzontu. Czas płyną zdecydowanie za szybko.
- Nie mogę za wiele powiedzieć, to niespodzianka. Porywam cię, księżniczko w południe, a do domu odstawię o rozsądnej porze.
- Jakieś wymagania co do ubioru?
- Masz pole do popisu- odparł tajemniczo.- Muszę już kończyć, bo mógłbym rozmawiać z tobą całą noc, ale historia sama się nie nauczy. Materiału jest mnóstwo, a ja jestem dopiero na stronie tytułowej- w tle słychać było jak otwiera książkę i w wolnym tempie przewraca kartki. Świadomość, że nie tylko ja obleje ten test, była pocieszająca.- Widzimy się jutro. Słodkich snów.
- Dobranoc- pożegnałam się i rozłączyłam.
Z westchnieniem opadłam na łóżko. Perspektywa całego dnia spędzonego z Nathanem była bardzo przyjemna.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia (pomijając oczywiście naukę). Praktycznie od razu poddałam się i zamiast zrobić coś ambitnego, sięgnęłam ręką do torby, która leżała niedbale pod łóżkiem. W jednej dłoni trzymając szkicownik, a drugą wyplątując ołówek z włosów, wsunęłam się pod kraciasty koc. Portret potrzebował jeszcze paru poprawek i odrobiny tuszu kreślarskiego.

Efekt końcowy był zadowalający jak na trzygodzinną męczarnię z czarnym płynem, który był teraz na poduszkach, kocu, moich dłoniach i czole. Dopiero gdy odłożyłam wszystko z powrotem na szafkę nocną, poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Nic dziwnego skoro wskazówki zegara pokazywały parę minut po północy.
Leniwie zsunęłam się z łóżka i pozbyłam ubrań, rzucając je na oparcie krzesła, żeby po chwili wskoczyć w piżamę. Ziewnęłam przeciągle, gramoląc się na swoje stałe miejsce. Ręce wsunęłam pod puchatą poduszkę, podciągnęłam kolana pod brodę i zwinięta w kłębek momentalnie usnęłam.

*  *  *

-... a potem powiedział, że w sobotę chce mnie porwać i...
- W sobotę? Siostra... Nie mów, że zapomniałaś- Martyna przerwała moje sprawozdanie z wczorajszej rozmowy.
- Zapomniałam? Ale o czym?- zapytałam czujnie.
- O moim występie! W tą sobotę gram koncert z moją klasą perkusji na zaliczenie roku. Obiecałaś, że przyjdziesz...
- Rany, przepraszam cię- potarłam czoło ręką.- Ale Nathan planuje coś specjalnego i...
- Dobra, nie wysilaj się.
- Obiecuję, że ci to wynagrodzę- patrzyłam jej prosto w oczy, licząc, że nagle zstąpi na nią łaska przebaczenia, a mi się upiecze.
- Nie wiem co jest gorsze. To, że po raz kolejny ci się udało czy raczej, że ja ci na to pozwoliłam.
- Kocham cię!- rzuciłam się jej na szyję, ledwo co unikając bliskiego spotkania z podłogą.
- Tak, tak jestem cudowna, wiem. Ale teraz musimy iść na lekcję. Piątko z historii, nadchodzę!- blondynka ruszyła w stronę klasy z bojowym wyrazem twarzy.
Ja okazywałam nieco mniej entuzjazmu. Tak właściwie, to zero.

Zgodnie z moim niezawodnym przeczuciem, test okazał się istnym koszmarem. Pytania zamknięte nie były najgorsze, miałam chociaż możliwość strzelenia na chybił trafił. Zabawa zaczynała się dopiero przy tych opisowych. Poddałam się po przeczytaniu ich treści, stwierdzając, że dalsze brnięcie, w i tak już pewną jedynkę, nie ma najmniejszego sensu. Po dzwonku oddałam w większości pustą kartkę pani profesor i jak najszybciej opuściłam klasę. Historia: 2 Weronika: 0.
Rodzice uziemią mnie w domu na miesiąc za kolejną pałę z historii... Ale co ja mogę poradzić na to, że ten przedmiot po prostu mi nie wchodzi.
Wolnym krokiem skierowałam się w stronę mojej szafki. Chwyciłam kłódkę i wprowadziłam datę urodzin mojego kota, aby ją otworzyć.
- 21.01- wymruczałam pod nosem.
Zamek ustąpił, a kiedy otworzyłam drzwiczki, ze środka wypadła karteczka. Nieduży skrawek papieru zawirował w powietrzu i opadł na czubek mojego buta. Podniosłam go, rozglądając się za potencjalnym nadawcą. Z jednej strony, niestarannym chłopięcym pismem napisana była krótka wiadomość:
"W ogrodzie na tyłach szkoły za 15 minut.
        N."
Uśmiechnęłam się do siebie i schowałam liścik do torby, chcąc jak najszybciej pójść na umówione miejsce. W pośpiechu zamknęłam szafkę, zapominając po co właściwie ją otwierałam, kiedy obok mnie nagle wyrosła duża postać z burzą loków na głowie.
- Unikasz mnie?- odezwał się chłopak.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Jest już południe, a jeszcze ani razu się do mnie nie odezwałaś- skrzyżował ramiona na piersi.
- Przepraszam. Naprawdę wszystko jest ok- starałam się rozluźnić atmosferę. Nie lubiłam tego napięcia między nami.- Ale teraz muszę lecieć, mam coś do załatwienia. Zadzwonisz wieczorem?
- Jasne- uśmiechnął się.
Podeszłam do niego i stając na palcach przytuliłam, zarzucając mu ręce na szyję. Było zupełnie jak dawnej. Bez niezręcznej ciszy czy poczucia winy. Zupełnie jak gdyby wydarzenia z księgarni w ogóle nie miały miejsca.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Nareszcie jest. Przepraszam Was, za małe opóźnienie. Mam nadzieję, że mimo to rozdział się spodoba :)
Witam nowych czytelników, jeśli takowi są ;)
Jak pewnie niektórzy zauważą, zmieniłam nieco wystrój bloga bo tamten mi się znudził.
Nie lubię monotonii :)
To chyba było by na tyle. I tak pewnie mało kto czyta te moje anegdodki na końcu ;)

Czytasz= Komentujesz= Motywujesz <3
Ostatnio troszkę spadła liczba komentarzy :<
Ale dziękuję tym, którzy są ze mną od początku :*