niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 12.

Ten blog za dużo dla mnie znaczy, żeby tak po prostu o nim zapomnieć.
Jest wena, chęci do życia także, więc wracam do pisania.
Miłego czytania życzę.
PS Jesteście cudowni, kocham Was xx

Piosenka na dziś to Fergie - Big Girls Don't Cry ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sprawę z potajemnymi spotkaniami dwójki moich przyjaciół puściłam w niepamięć.
To przecież mogło nic nie znaczyć. Zwykłe rozmowy, żarty czy dyskusje. Może pomagali sobie w lekcjach. Nie mogłam mieć im tego za złe. W końcu przez jakiś czas traktowałam ich podobnie.
Inną kwestią było to, że na głowie miałam ważniejsze sprawy.
- O, Weronika, szukałam cię- obok mnie pojawiła się postać niskiej kobiety.
- Dzień dobry, pani profesor- przywitałam ją grzecznie.- Coś się stało?
- Chciałam się tylko upewnić, że przygotowania do balu idą tak, jak powinny. Dajesz sobie radę?
- Tak, wszystko będzie gotowe na czas. Nie musi się pani o nic martwić.
- Wiedziałam, że dobrze robię, przydzielając ci tę rolę- uśmiechnęła się przyjaźnie.- Mam mnóstwo spraw do załatwienia, związanych z nagłośnieniem i kateringiem, więc zostawiam salę pod twoją opieką.
- Proszę się o nic nie martwić, do soboty to miejsce będzie jak rodem z bajki- zapewniłam kobietę ciepłym głosem.
- Cudownie. Aha, pamiętaj o choince i światełkach w składziku- rzuciła, oddalając się w przeciwnym kierunku do tego, z którego przyszła.
- Dobrze, pani profesor- zawołałam, patrząc jak jej sylwetka znika za rogiem.
Całe to zamieszanie zaczęło się nie dawniej, niż dwa dni temu. Zbliżał się coroczny w naszej szkole bal z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Ktoś powie, że mamy przecież październik. Dyrekcja jednogłośnie postanowiła przyspieszyć imprezę (o trzy miesiące), z uwagi na:
1. Niekorzystne grudniowe warunki pogodowe.
2. Małą frekwencję uczniów placówki podczas okresu świątecznego.
3. Oraz ogólną wygodę opuszczenia szkoły o tydzień wcześniej.
W taki oto właśnie sposób, zimowy bal organizujemy jesienią. A ja jestem główną osobą nadzorującą. Nie pamiętam momentu, w którym wyraziłam jakiekolwiek chęci lub chociażby zgodę na podjęcie się wchodzenia na drabinę, wieszania setki światełek i odkażania powietrza po szkolnej drużynie koszykarskiej.
Odkąd otworzyłam oczy tego ranka, usiłując rozwalić budzik oznajmiający wszem i wobec, że jest godzina 5.30, do chwili obecnej, wokół mnie wciąż przewijały się osoby z milionem pytań, kierowanych do mnie. Nawet nie miałam chwili, żeby przywitać się z moimi przyjaciółmi. Za każdym razem, gdy w tłumie uczniów przemknęła blond głowa Martyny bądź niebieskawa czapka Hazzy, znajdywała się osoba z jakąś ogromnie ważną sprawą. "Czy materiał ma mieć kolor purpury bądź bordo?", "Podłogę wypastować czy tylko zamieść?", "Stoły postawić na wprost głównego wejścia czy raczej z boku?". Można było zwariować.
Odetchnęłam głęboko, popychając skrzydłowe drzwi prowadzące do sali gimnastycznej. Powietrze pachniało świeżo ściętą choinką i odrobiną stęchlizny, zapewne przez stare pudła z ozdobami. Przejechałam wzrokiem po sporym pomieszczeniu. 'Spokojnie pomieści ono uczniów, jak i nauczycieli. Miejsca do tańca także będzie w sam raz'- pomyślałam, delikatnie się przy tym uśmiechając.
Byłam dumna z naszej dotychczasowej pracy. Bal zaplanowany był już na najbliższą sobotę, z wystrojem zmuszeni byliśmy wyrobić się do jutrzejszego popołudnia.
Przygryzając końcówkę ołówka, w zamyśleniu przyglądałam się konstrukcji sufitu, kiedy coś ogromnego wskoczyło na moje plecy.
- Tutaj się schował mój dzióbek- blondynka ścisnęła mnie w pasie.- Harry poszedł po coś do jedzenia i widzę, że słusznie bo marnie wyglądasz.
Uśmiechnęłam się, kiedy przyjaciółka rzuciła mi zatroskane spojrzenie.
- To przez ten bal- westchnęłam przeciągle.- Mnóstwo do zrobienia, a czasu coraz mniej. Aktualnie myślę nad sztucznym śniegiem bądź...- urwałam, kiedy ktoś z impetem wparował do sali. Tego zachrypniętego głosu nie można pomylić z żadnym innym.
- Ktoś zamawiał cieplutkie bułeczki?- Loczek z uśmiechem i nieodłącznymi dołeczkami w policzkach, podał nam papierową torbę. Unosił się z niej wręcz powalający zapach, tak że mój brzuch automatycznie dał o sobie znać.
- Widzę, że panienka głodna- poczochrał mnie po głowie.
- Pospiesz się, zanim ten potwór wszystko pochłonie- Martyna szturchnęła go w ramię, na co ten nie pozostał jej dłużny. Podczas gdy zielonooki ganiał swoją ofiarę , ja usiadłam przy ścianie i zaczęłam pałaszować ciepłe jeszcze bułeczki. Wróciłam myślami do wcześniej urwanego wątku sufitu. To mogło się udać.
- Hazz, ogarnij czuprynę i chodź tu na sekundę- zawołałam.
- Sekunda minęła- wyszczerzył się, zajmując miejsce obok.- O co chodzi?
- Mam dla ciebie misję.
- Brzmi ciekawie- spojrzał się na mnie z podekscytowaniem godnym dziecka, które dostało nową zabawkę.
Przełknęłam kęs jedzenia, który miałam w ustach i kontynuowałam.- Orientujesz się czy nad salą gimnastyczną jest strych?
Ściągnął brwi i uniósł wzrok ku górze. 'Jego oczy są jakby bardziej zielone niż zwykle'- pomyślałam.- 'To pewnie przez te lampki'. Uśmiechnęłam się, kiedy wzrok Harry'ego znów skierowany był na mnie.
- Tak, kiedyś coś mi się obiło o uszy.
- A dałbyś radę się tam dostać?
Chłopak rzucił mi zaciekawione spojrzenie.- Myślę, że tak. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Widzisz tą klapę, centralnie nad parkietem wyznaczonym do tańca?- pokazałam mu nieduży prostokątny kształt na suficie, unosząc palec.- Wdrapałbyś się na strych, otworzył klapę i w sobotę, kiedy dam ci znać...- zawiesiłam głos, kiedy obok nas usiadła także Martyna. Nie chciałam wtajemniczać w mój plan, nikogo oprócz naszej dwójki, tak żeby zaskoczyć całą szkołę. Martyna czasem może się komuś wypaplać.
- O czym rozmawiacie?- zapytała blondynka pochylając się w naszą stronę.
- Przykro mi, siostra, tego nie możesz wiedzieć- posłałam jej przepraszający uśmiech.
- Serio? Macie przede mną tajemnice?- dziewczyna zerwała się z podłogi z grymasem na twarzy.- Pff, dobrze, zapamiętam to sobie.
Po chwili już jej nie było. Jedynym śladem obecności blondynki były nadal kołyszące się niespokojnie dwuskrzydłowe drzwi.
- Przejdzie jej- Harry przerwał ciszę między nami.- Więc o co chodzi z tą klapą?

*  *  *

- Dzisiaj nieźle mnie spławiłaś- głos blondynki rozbrzmiał w słuchawce telefonu.- Co to za tajemnica, której ja nie mogę znać?
Siedziałam w swoim pokoju oparta plecami o ramę łóżka. Mój kot usadowił się wygodnie na moich nogach, dość głośno przy tym pomrukując.
- Mogłabym cię spytać o to samo- wymamrotałam pod nosem.
- Co powiedziałaś?
- Nie, nic- odparłam już głośniej.- Przepraszam, obiecuję, że wkrótce o wszystkim się dowiesz.
Niedługo po tym jak objaśniłam Harry'emu jego rolę podczas sobotniego balu, rozbrzmiał dzwonek wołający go na lekcję matematyki. Jak tylko burza jego loków zniknęła za drzwiami, podniosłam się z ziemi i zabrałam do zamiatania posadzki. Po trzech godzinach wyrywania sobie rąk ze stawów, usiłując poprzynosić wszystkie pudła z ozdobami świątecznymi, nareszcie byłam wolna. Zielonooki odprowadził mnie do domu. Po przekroczeniu progu, zrzuciłam ze stóp buty i popędziłam do kuchni. Pochłonęłam podwójną porcję wegetariańskiej lazanii, na co moja mama tylko rzuciła komentarz, że mój żołądek nie ma dna. Ułożyłam brudne naczynia w zmywarce, jedną ręką wybierając numer do przyjaciółki. Wbiegłam po schodach do pokoju, kiedy ta odebrała. Nie obyło się bez milczenia, ale w końcu uraczyła mnie kilkoma zdaniami.
- Dobra, zapomnijmy. Mamy mnóstwo innych spraw na głowie- podekscytowanie Martyny nie było możliwe do ukrycia.- Masz już partnera?
- Nie- westchnęłam, bo ta poruszyła delikatny temat.
- Jak to? A co z Nathanem?
- Nathan jest w Gloucester i wróci dopiero w następnym tygodniu- pogłaskałam Kicię za uszkiem, na co ta odpowiedziała zadowolonym mruknięciem.- Nie zdąży na bal.
- Siostra, tak mi przykro- Martyna starała się mnie pocieszyć.- Nie martw się, będziesz tam z nami. Lubisz Łukasza, on lubi ciebie, dogadacie się.
- Nie wiem czy w ogóle pójdę.
- Nie, nie ma mowy, żebyś mi się tutaj załamywała. Praktycznie sama przygotowujesz całą salę, odwalasz najgorszą robotę, więc musisz tam być.
- Być, będę- odpowiedziałam.- Muszę dopilnować, żeby wszystko udało się tak, jak zaplanowałam. Nie obiecuję, że przyłączę się do zabawy...
Po drugiej stronie dało się słyszeć ciche skrzypnięcie. Wyobraziłam sobie jak blondynka zeskakuje z łóżka, podchodzi do dużej sosnowej szafy i otwiera drzwiczki, jednym ramieniem przyciskając telefon do ucha. Nie pomyliłam się.
- Nie masz co obiecywać, porwę cię na parkiet czy ci się to podoba czy nie. Jak tylko wymyślę w co się ubrać...
- Martyna, ja nie mam ochoty...
- Cicho bądź- przerwała mi w połowie zdania.- Jutro po szkole robimy napad na sklepy w poszukiwaniu sukienek. Musimy wyglądać zniewalająco.
- Nie przekonam cię, żebyś dała mi spokój?- zapytałam z nadzieją, że jednak się mylę.
- Nah- odparła krótko.- Muszę już kończyć, ty zajmujesz się balem, ja za to mam tonę prac domowych. Do jutra, siostra.
- Do zobaczenia- pożegnałam się i rozłączyłam.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w okno, po czym wzięłam wpół śpiącą kotkę na ręce i wstałam. Odłożyłam zwierzaka na łóżko, a sama skierowałam się do półki pod równoległą ścianą. Przeciągnęłam dłonią po grzbietach książek i wyciągnęłam jedną z nich w brązowej oprawie. Zamiast usadowić się przy oknie i jak normalny człowiek zacząć czytać powieść, leżącą teraz na moich kolanach, zaciągnęłam się jej zapachem. Uwielbiałam przytykać nos do kartek i czuć tę woń.
Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki. Wyobraziłam sobie swoje odbicie w lustrze, próbując zwizualizować strój na nadchodzącą zabawę. Myślałam nad kolorem, kiedy telefon zawibrował w mojej kieszeni.
"Od: Nath <3
Tęsknię za Tobą, Piękna."
Odczytałam wiadomość, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. W tej chwili żałowałam, że pozwoliłam mu wyjechać.


niedziela, 8 grudnia 2013

Przerwa

Przepraszam wszystkich, że ten post musiał się pojawić.
Infinity idzie na chorobowe.
W najbliższym czasie blog będzie uśpiony... Nie wiem ile dokładnie czasu zajmie mi powrócenie do pisania. Może miesiąc, może dwa. Ale obiecuję, że nie jest to koniec.
Oby chęci do życia powróciły w miarę szybko.
Jeszcze raz bardzo przepraszam.

PS Dzisiaj powinniśmy świętować pierwszą rocznicę powstania bloga. O ironio.

Wasza Infinity