sobota, 14 września 2013

Rozdział 8.

Do rozdziału dorzucam Kings of Leon- Back Down South

Nie było chwili do stracenia. Głowę miałem pełną pomysłów, a czasu tak mało. Gemma miała rację, to była moja jedyna szansa. Musiałem zebrać się w sobie i stworzyć coś niezwykłego, ale prawdziwego. Kawałek tekstu, w którym zawarłbym całego siebie, wszystkie emocje i przeżycia. Nie było to łatwe zadanie, ale czasem trzeba podjąć wyzwanie, zaryzykować wszystko by zyskać to, co najcenniejsze.
Chyba znalazłem swoje motto życiowe.
Przekręciłem klucz w drzwiach pokoju, odcinając się od świata.
- Gdzie ja to... Aha- mruknąłem do siebie, wyciągając spod sterty ciuchów niebieski notes. Zgarnąłem jeszcze z biurka coś piszącego i zająłem miejsce przy oknie. Lubiłem czasem tu usiąść i obserwować okolicę. Był wrzesień, zbliżała się jesień- ulubiona pora roku Weroniki. 
Pamiętam, jak dziesięć miesięcy temu, w listopadzie zabrałem ją do posiadłości moich dziadków. Nieduży drewniany domek malowniczo położony nad stawem. Co roku zlatywały się tam chmary kaczek i łabędzi, tworząc jeszcze piękniejszy krajobraz. Ledwo zdążyłem pokazać dziewczynie okolicę, a ta już chciała wsiadać do łódki i łapać za wiosła. Niestety jedyna łódź była wtedy w trakcie odnowy. Obiecałem jej więc, że następną jesienią, w dzień jej siedemnastych urodzin, ponownie ją tu przywiozę.
Ale pozwoliłem jej odejść.
Zawiesiłem wzrok na pojedynczym złoto- brązowym liściu, który lada moment planował zerwać się z gałęzi i odlecieć. 
- Wspomnienia- wyszeptałem.

*  *  *

- Mogę już zdjąć przepaskę?- dotknęłam dłonią materiału, który przesłaniał mi oczy.
- Ależ ty niecierpliwa. Jeszcze chwilę musisz wytrzymać.
Z pomocą Nathana wygramoliłam się z wnętrza samochodu, stając na nogach. Wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku. Byliśmy w lesie. Czułam zapach sosen i mchu, słyszałam szum drzew poruszających się na wietrze. Gdy szliśmy, szyszki i uschnięte liście pękały nam pod stopami.
Od tamtego dnia, gdy odszukałam Natha na szkolnym korytarzu i rzucając się na niego, oznajmiłam że to będzie dla mnie zaszczyt jeśli zostanę jego dziewczyną, byliśmy nierozłączni. Uwielbiałam jego towarzystwo. Czułam się odprężona i wolna, jak gdybym mogła dokonać wszystkiego.
Ale dręczyło mnie poczucie winy. Przez niego nie miałam już czasu dla przyjaciół... Brakowało mi tej dwójki. Tęskniłam za poczuciem humoru Martyny i szalonymi pomysłami Harry'ego. Obiecałam sobie, że gdy tylko wrócę do domu, wybiorę numer każdego po kolei. 
- Doczekałaś się- ciepły szept owiał moje ucho.- Możesz odwiązać wstążkę.
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Przez chwilę energicznie mrugałam, przyzwyczajając oczy do dziennego światła. Pierwsze co ujrzałam to para błękitno-szmaragdowych tęczówek tuż przede mną. Przesunęłam wzrokiem ponad ramieniem chłopaka. Staliśmy na skraju lasu, tuż przy brzegu jeziora. Tafla wody falowała przy zetknięciu z chłodnymi podmuchami wiatru. Zaciągnęłam się rześkim powietrzem, czując jak wypełnia mi płuca.
- Przyprowadziłem cię tutaj, bo...- nieśmiało spuścił głowę.- Bo wyjątkowe słowa, wymagają wyjątkowego miejsca.
Popatrzyłam na niego, nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli. Starając się go ośmielić, wplotłam palce w jego jasną grzywę. Zadrżał pod moim dotykiem, unosząc wzrok na wysokość naszych oczu.
- Chodzi o to...
Nie czekając aż skończy, stanęłam na palcach, całując jego wargi. Chcąc wydłużyć pocałunek, oplotłam jego szyję ramionami, przyciągając go bliżej mojego ciała. Zachęcona dotykiem ciepłych dłoni na moich biodrach, jeszcze mocniej wpiłam się w jego rozpalone usta. Czułam jak rozciągają się w uśmiechu.
- Weronika- zdołał wyszeptać, zanim przygryzłam jego dolną wargę.
- Hmm?- wymruczałam.
- Kocham cię.
Przerwałam pieszczoty aby spojrzeć mu w oczy. Skrzył się w nich wciąż nasz namiętny pocałunek.
Z początku zaskoczona wyznaniem chłopaka, teraz promiennie się do niego uśmiechałam.
- Ja też cię kocham- odpowiedziałam chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.

*  *  *

- Dziękuję za przyjemną wycieczkę- powiedziałam, opierając się o samochód Natha.- Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- O, ja także- szatyn oparł dłonie po moich bokach, uniemożliwiając mi ewentualną ucieczkę.
Patrzył na mnie w tak pociągający sposób, że ani się obejrzałam, gdy nasze usta zaczęły toczyć bitwę na śmierć i życie. Włożyłam dłonie do tylnych kieszeni jego spodni, przylegając do niego całą powierzchnią ciała.
- Lepiej już pojadę- Nathan przerwał pocałunek.- Dobranoc.
- Coś się stało?
- Twój tata- chłopak kiwnął głową w stronę postaci stojącej za oknem.- Chcę jeszcze żyć.
Cmoknął mnie w czubek nosa i odjechał.
Udało mi się wejść do domu, unikając niezręcznych pytań. Zamknęłam na klucz drzwi prowadzące do mojego pokoju, chcąc przez chwilę odetchnąć. To był dzień pełen wrażeń. Na ustach wciąż czułam smak Nathana. Rzuciłam się z westchnieniem na łóżko. Pomimo uczucia szczęścia i pozostałości po motylkach w brzuchu, było mi smutno. Czułam się zagubiona... To wszystko przez tych facetów. Potrafią namieszać w głowie.
Musiałam odreagować. Jedyną osobą, która znała mnie na wylot i zawsze była w gotowości rzucić się za mną w ogień, była Martyna. Czasem śmiałam się, że jest moim księciem na białym rumaku, po czym ona dodawała, że co najwyżej na rowerze. Kochałam ją jak rodzoną siostrę, choć więcej nas różniło niż łączyło. To było chyba najpiękniejsze. Nie zależnie od moich wyborów, ona zawsze mnie w nich wspierała. Wybaczała każdy błąd bądź zbędnie wypowiedziane słowo. Nie zawsze się zgadzałyśmy, to normalne. Zdarzały się małe lub większe sprzeczki, ale któraś prędzej czy później wyciągała rękę do zgody. Nasza przyjaźń była chyba jedyną pewną rzeczą w moim życiu. Stracić ją mogłam tylko z własnej głupoty, nic innego nie było w stanie nas rozdzielić.
Sięgnęłam więc do kieszeni w poszukiwaniu telefonu. Przez chwilę zmagałam się z opcją zadzwonienia bądź napisania po czym wybrałam to bezpieczniejsze wyjście. Ostatnio trochę ją zaniedbałam i nie byłam pewna czego mogę się spodziewać. Wystukałam wiadomość "Przepraszam <3" i wysłałam ją.
Nie doczekałam się odpowiedzi, więc postanowiłam spróbować ponownie jutro.
Przez całą noc myślałam o mojej uśmiechniętej blondynce... Miałam nadzieję, że to nic poważnego i kiedy tylko się zobaczymy, wszystko będzie w porządku. Tylko to mogłam zrobić. Mieć nadzieję.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział dedykuję bardzo ważnej dla mnie osobie, którą straciłam na własne życzenie.
Czasami zostajemy postawieni w sytuacji bez możliwości dobrego wyboru.
Cokolwiek postanowisz, ktoś ucierpi. 
Wtedy trzeba posłuchać głosu serca. Hah... Jasne. Ale której połówki??
Każda krzyczy swoje...
Najgorszy dzień w moim życiu. Mam tylko nadzieję, że strata nie pójdzie na marne i ta "szczęśliwa" osoba doceni daną jej szansę...
To tyle ode mnie. Dobranoc </3

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 7.

Dzisiaj szczęśliwa siódemka :)
Dziękuję , że nadal to czytacie. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna <3
Przepraszam za wszelkie literówki, pomyłki bądź bezsensowne rzeczy ;D 
Ale bez anegdotki się nie obejdzie.
~ Ktoś ostatnio powiedział mi, że nadzieja zawsze zawodzi.
Ja i tak będę się jej trzymać, niezależnie od wszystkiego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piosenka na dzisiaj to Katy Perry- Teenage dream

- Wyszło bezbłędnie. Jestem z was dumny, dzieciaki. Wszyscy zaliczacie ten rok celująco.
Wysoki mężczyzna po trzydziestce wszedł do sali, gdzie zebrała się cała grupa. Poprawiając czarną grzywę, która opadła mu na czoło, z uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.
- Dziękujemy, to pana zasługa- odparłam.
Rzeczywiście, koncert przebiegł bez zarzutów. Chociaż czułabym się pewniej, gdyby Weronika była tam ze mną. Przyjaciółki powinny się wspierać w ważnych dla siebie momentach... Niestety reguły nieco ulegają zmianie, gdy w grę wchodzi chłopak.
Wymieniłam jeszcze parę uprzejmych słówek z naszym nauczycielem, po czym wyszłam z sali. Byłam gotowa do wyjścia, kiedy przypomniało mi się, że zostawiłam na scenie książkę z nutami. Tak właśnie działała moja niezawodna pamięć.
Z cichym westchnieniem zmieniłam kierunek marszu o 180 stopni. Sala, w której odbył się występ, była w rzeczywistości "pokojem próbnym" miejscowego domu kultury. Nic spektakularnego; nieduża scena umieszczona między czterema drewnianymi ścianami, podłoga wyłożona granatowym linoleum, a nad głową rzędy okrągłych okienek. Dość okazały żyrandol złożony z setek drobnych kryształków tworzył przyjemny dla oka dysonans z wyglądem sali. Skupisko obitych kraciastym materiałem foteli nadawało temu miejscu nieco kinowej atmosfery. Oświetlenie nie powalało na kolana, tak jak cała reszta, ale nikt specjalnie nie zwracał na to uwagi. Myślę, że po prostu większość mieszkańców przyzwyczaiła się do obecnego wyglądu sali.
Szurając białymi trampkami po wyblakłej wykładzinie, wgramoliłam się na scenę. Łukasz, wysoki brązowooki szatyn, z którym chodziłam na zajęcia, ukucnął przy sprzęcie nagłaśniającym, odłączając jakieś kabelki. Czarny t-shirt uwydatniał jego umięśnione ramiona. Złapałam się na lustrowaniu wzrokiem jego sylwetki.
- Hej- rzuciłam siadając obok chłopaka na podłodze.- Znowu zostawili cię z tym samego?
Spojrzał na mnie, posyłając promienny uśmiech.- Wiesz jak to jest. Chyba tylko ja wiem cokolwiek o tej kupie złomu- wzruszył ramionami, siadając naprzeciw mnie.
- W sumie masz rację.
- Wychodzisz już?- kiwnął głową w stronę dwuskrzydłowych drzwi.
- Tak, wróciłam się tylko po nuty.
Rok i sześć miesięcy. Dokładnie tyle czasu jestem zakochana w nim po uszy. Nawet nie przeszkadzała mi chropowata blizna na jego lewym policzku. Ona dodaje mu charakteru i jeszcze bardziej mnie do niego przyciąga. Rozważałam i to wielokrotnie poinformowanie go o moich uczuciach, ale jak prosto można się domyślić, nic z tego nie wyszło.
- Jeśli dasz mi jeszcze parę minut, będę mógł cię odprowadzić. Mieszkam tu niedaleko, więc po drodze moglibyśmy zahaczyć... na przykład o staw w parku?
- Pomóż mi znaleźć książkę, a odpowiedź będzie twierdząca.
Bez zbędnego ociągania, Łukasz podniósł się na nogi, otrzepując spodnie z kurzu. Gdy ja przeszukiwałam pudło pełne kartek wplątane w stertę kabli, szatyn zniknął gdzieś po drugiej stronie kurtyny.
- Czy przedmiot, którego szukamy jest prostokątny, w miękkiej oprawie z napisem "Perkusja"?- chłopak wydarł się na całe gardło.
- Nie krzycz tak, matole- wybuchnęłam śmiechem.- Tak, o to mi chodziło.
Jego sylwetka znów znalazła się w zasięgu jarzeniówek. Wyłonił się zza ciemnego materiału z książką w dłoni.
- Proszę- z uśmiechem podał mi znalezisko.- Teraz chcę nagrodę za mój wysiłek.
- Pomyślę nad tym- wrzuciłam nuty do torby i zwinnie zeskoczyłam ze sceny. Omijając rzędy krzeseł, zmierzałam do wyjścia.
- Hej, a ja?!- usłyszałam jak biegnie w moją stronę.- Miałem cię odprowadzić.
Zdyszany pojawił się obok mnie. Ja spokojnie i z ociąganiem sięgnęłam po telefon.
- Ciekawe ile razy będę jeszcze musiała zadzwonić do jaśnie panny Weroniki, zanim łaskawie odbierze- pomyślałam zirytowana. Ten cały związek z Nathanem zajmował każdą minutę jej życia. Nie miała już dla mnie tyle czasu... Tego dnia, gdy urwała się z kliku ostatnich lekcji, rozmawiałyśmy po raz ostatni. Przypadkiem dowiedziałam się od Harry'ego, że od teraz są oficjalną parą.
Co do Pirata, ja nadal jestem przekonana, że on czuje do naszej Weroniki coś więcej niż tylko przyjaźń. To w jaki sposób podążał za nią wzrokiem, mówił o niej z czułością, jakby była jego małą dziewczynką...
Zazdrościłam jej. Jeszcze do niedawna wiele bym dała, żeby to na mnie patrzył w taki sposób.
Przyjaźniliśmy się od piaskownicy. Dorastaliśmy razem. Patrzyłam jak ta dwójka zbliża się do siebie z roku na rok coraz bardziej. Nie powiem, bolało.
Z czasem zmądrzałam i postanowiłam żyć dalej. Harry wolał ją, ja to wiedziałam.
- Martyna- ocknęłam się słysząc swoje imię.- Wszystko w porządku?
- Tak...- zmusiłam się do uśmiechu.- W najlepszym.

*  *  *
Ona miała najbardziej zaraźliwy śmiech na całym świecie. Wariatka... I do tego zdolna. Występ wypadł lepiej niż się spodziewałem. Martyna zmiotła resztę dzieciaków ze sceny. Gdyby nie ona, ta banda amatorów nie dałaby rady.
Przez kilka ostatnich dni, nasza trójka... była już tylko dwójką. Weronika miała Nathana... Teraz liczył się dla niej tylko on.
To cholernie bolało.
Ale nie mogłem zamknąć się w pokoju i użalać nad sobą, bo nie byłem jedyną porzuconą osobą. Martyna mnie potrzebowała. Poszedłem więc na jej koncert, mimo że pewnie nawet o tym nie wiedziała.
Kiedyś było lepiej, wszystko było łatwiejsze. Mogliśmy w trójkę gadać godzinami o niczym, robić z siebie idiotów nie zważając na opinię innych. Letnie wieczory spędzaliśmy nad jeziorem, zimowe po uszy w śniegu rzucając się śnieżkami. Wtedy miałem Weronikę tylko dla siebie... Ale schrzaniłem to. Straciłem tyle szans.
- Wróciłem- zawołałem, rzucając się na sofę w salonie. Chwilę zajęło zanim zdałem sobie sprawę z czyjejś obecności. W puchatym fotelu naprzeciwko mnie siedziała Gemma. W drobnych dłoniach ściskała kubek z czarnym płynem. Jej wzrok, choć jak zawsze łagodny, uważnie lustrował moją twarz. Starsza siostra była jedyną osobą, która dokładnie wiedziała, kiedy coś u mnie nie gra.
- Opowiadaj.
- Nie rozumiem...- ściągnąłem brwi, tworząc pionową zmarszczkę pomiędzy nimi.
- O tej dziewczynie- uniosłem się z zamiarem zaprzeczenia.- Harry, zawsze chodzi o dziewczynę. Więc?
Opowiedziałem jej, co mnie gryzie. Miło było wygadać się komuś, kto słuchał i nie osądzał. 
Spędziliśmy resztę dnia tylko we dwójkę, jak za dawnych czasów. Pożarliśmy tonę pianek i kilka tabliczek mlecznej czekolady. Odprężyło mnie to. Póki nie wróciłem myślami do popołudnia w księgarni...
- Co chcesz zrobić? Będziesz o nią walczył?- Gemma położyła się na łóżku obok mnie.
- Chciałbym...Ale ona jest szczęśliwa z nim, nie ze mną.
- Nie wiesz czy z tobą by nie była.
Zakryłem twarz poduszką. Czemu w życiu zawsze musiałem mieć pod górkę?
- Przepraszam, że pytam w takim momencie, bo pewnie nie masz teraz do tego głowy, ale...
- Co jest, Gem?
- Pamiętasz naszą rozmowę o przesłuchaniu...? Jesteś naprawdę świetny, masz do tego dryg. Nie pozwól, żeby złamane serce zamknęło ci drzwi do wymarzonej przyszłości.
Zamyśliłem się. Jak zwykle miała rację. Planowałem to od kilku lat. To była moja szansa.
- Mam nadzieję, że szybko podejmiesz decyzję. To już za tydzień.
Moje serce przyśpieszyło, a oddech stał się głębszy. Trema? Harry, weź się w garść. Zrób to dla niej. Idź tam i pokaż ile jesteś wart. Zaśpiewaj jakby zależało od tego twoje życie.


Rozdziału 8. możecie oczekiwać, gdy pod tym postem będzie min 10 komentarzy ;**
(Ty wariatko się nie liczysz, twoje będę liczyć jako jeden)