niedziela, 9 lutego 2014

Laters, baby

Przykro mi, że muszę dodać ten post. Naprawdę jest mi przykro. Ale czasem tak bywa :) Nie dam rady ciągnąć dalej tej historii.
Dziękuję Wam za ponad 300 komentarzy, prawie 14 000 wejść i wsparcie, kiedy wena się na mnie wypinała ♥
Czuję się paskudnie przerywając akcję w połowie. Przepraszam. Może jeszcze kiedyś natkniecie się na mnie i moje wypociny.

Wasza Infinity ♥

PS A to tak na pożegnanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chyba od dawna byłam na to gotowa. Już od dawna wiedziałam, że to musi się tak skończyć. Jedynie tłumiłam w sobie tę myśl. Nadal mnie ona przeraża. Wwierca się w moją duszę, pozostawiając po sobie co raz to większą pustkę. Łzy samoistnie napływają do oczu.
Jeszcze raz, ostatni raz, omiatam wzrokiem mój pokój. Walizka, wypełniona jedynie najpotrzebniejszymi rzeczami, oparta jest o ścianę. Ona jest już gotowa. A czy ja jestem?
Przewieszam podręczną torbę przez ramię i wychodzę na korytarz. Ze względu na wczesną porę nie muszę martwić się domownikami. Cichutko, na paluszkach schodzę po schodach z walizką w dłoni. Zupełnie jak przez całe moje siedemnastoletnie życie. Wzdycham.
Będzie mi brakować wspomnień. To one są najważniejsze, ale i najbardziej bolesne prawda?
Zatrzymuję się przed drzwiami. To już naprawdę koniec. To już nie wróci. Zostawiam to za sobą.
Zamykam oczy. W następnej chwili wysiadam z taksówki przed lotniskiem. Posyłam uprzejmy uśmiech miłemu kierowcy w podeszłym wieku i wysiadam. Kierując się do miejsca odpraw, przejeżdżam palcami po wypukłości w kieszeni jeansów. Bilet nadal tam jest. To on trzyma mnie przy ziemi.
Zajmuje swoje miejsce. To już ostateczne. Nie mogę się wycofać. Patrzę przez okno na rozciągający się za nim pas startowy. W mojej torbie rozlega się dźwięk wiadomości. Muszę wyłączyć telefon...
To od Harry'ego.
"Hej. Może to zły pomysł, może nie powinienem pytać, narażając się na przekroczenie tej cienkiej granicy między przyjaźnią a...
Ale pomyślałem, że mogłabyś pójść ze mną na bal. Co ty na to?".
Naciskam czerwoną słuchawkę, zamykając tekst sms'a.
Przepraszam. Za późno. To już nie jest możliwe, mój drogi Harry. Wiem, że on z czasem zrozumie, tak jak reszta. Nathan... Och, Nathan. O niego boję się najbardziej. To dobry chłopak, nie zasłużył sobie na mnie.
Opieram głowę o chłodną szybę. Przyjemna, w stosunku do mojej rozpalonej twarzy.
Martyna lubiła moje rumieńce. Moja blondynka. To złamie jej serce. Może napiszę jej choć parę słów wyjaśnienia... Ale nie teraz. Dopiero kiedy wszystko sobie ułożę.
Głos stewardessy powiadamia pasażerów o starcie samolotu. W ostatniej chwili, puste dotąd miejsce obok mnie zajmuje mężczyzna w  garniturze. Nie, nie mężczyzna. Chłopak. Ubiór dodaje mu nieco lat, a ma ich co najwyżej dwadzieścia-pięć.
Posyła mi szczery uśmiech, podczas gdy siedzę tak skulona przy oknie. Chcę już lecieć. Jak na moje życzenie, silnik zaczyna pracować. Mkniemy po ziemi aby zaraz oderwać się od podłoża i wznieść między chmury.
- Jestem Christian- chłopak znów przykuwa moją uwagę. Patrzy na mnie z wyczekiwaniem i wyciągniętą ręką.
Pragnę zacząć od nowa. Chcę wymazać każdą rzecz związaną z dawną mną.
Trwam w zamyśleniu jeszcze przez chwilę, przyglądając się jego ciepłym grafitowym tęczówkom. Jeśli to ma się udać, muszę zacząć od teraz.
Ujmuję jego dłoń w odpowiedzi. Dopiero po chwili decyduję się dodać.- Victoria.
Chmury za oknem wyglądem przypominają puszystą watę w wesołym miasteczku. Ale są bardziej ulotne. Jak słowa wcześniej wypowiedziane, czy myśli powstałe w głowie.
Podciągam kolana pod brodę i wkładam do uszu słuchawki. Odpływam do swojego Pałacu Myśli w rytm Arabelli. Na krótką chwilę podróż przerywa mi ponowny komunikat od stewardessy.
- Proszę państwa, lądowanie w Seattle planowo nastąpi za 15 godzin. Życzymy miłego lotu.
Uśmiecham się.





niedziela, 5 stycznia 2014

Liebster Award



Dziękuję Carolina Nash za nominację :*

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”.  Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Pytania:
1. Ile masz lat?
Rocznikiem 17, skończę 1 listopada.
2. Masz rodzeństwo?
Tak, młodszego brata i jednego w drodze <3
3. Czemu zaczęłaś pisać bloga/i?
Namówiła mnie do tego przyjaciółka, po przeczytaniu moich wypocin.
4. Masz Twittera?
tak @WeronikaJonska
5. Masz zwierzątko w domu. Jeśli tak to jakie?
Psa, kota i rybki (brat się liczy?).
6. Co sądzisz o samobójcach?
Ciężko powiedzieć jednym słowem. Wg mnie są to ludzie ze słabą psychiką. Trzeba po prostu przy nich być i wspierać całym sobą.
7. Ulubiony cytat?
Zbyt wiele by zliczyć.
8. Ulubiony zespół?
The Wanted, Room 94, All Time Low i jeszcze z dwa lub trzy ;>
9. Do jakiej szkoły chodzisz?
Do Liceum Plastycznego.
10. Nosisz okulary?
Tylko okazjonalnie do tv czy komputera.
11. Jak masz na imię?
Weronika :)

11 blogów które nominuję:
7. Misery
Zdecydowanie jest ich więcej, ale cóż :c Zasady to zasady.

Pozostało jeszcze 11 pytań ode mnie. O zgrozo :>
1. Czytanie vs oglądanie telewizji.
2. Kim chciałaś/eś zostać w dzieciństwie?
3. Wymarzone wakacje to...
4. Co najbardziej w sobie lubisz?
5. Płytę jakiego wykonawcy kupiłaś/eś jako pierwszą w swoim życiu?
6. Bez czego nie potrafisz żyć?
7. Kiedy masz urodziny?
8. Masz jakieś uzależnienia? Jeśli tak, to jakie.
9. Śpisz nadal z pluszakiem?
10. Jesień vs zima.
11. Jakie miejsca chciałabyś/łbyś zwiedzić?

To na tyle, jeśli chodzi o nominacje :) Co do nowego rozdziału, myślę że jest szansa, że pojawi się jeszcze w tym tygodniu xx

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 12.

Ten blog za dużo dla mnie znaczy, żeby tak po prostu o nim zapomnieć.
Jest wena, chęci do życia także, więc wracam do pisania.
Miłego czytania życzę.
PS Jesteście cudowni, kocham Was xx

Piosenka na dziś to Fergie - Big Girls Don't Cry ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sprawę z potajemnymi spotkaniami dwójki moich przyjaciół puściłam w niepamięć.
To przecież mogło nic nie znaczyć. Zwykłe rozmowy, żarty czy dyskusje. Może pomagali sobie w lekcjach. Nie mogłam mieć im tego za złe. W końcu przez jakiś czas traktowałam ich podobnie.
Inną kwestią było to, że na głowie miałam ważniejsze sprawy.
- O, Weronika, szukałam cię- obok mnie pojawiła się postać niskiej kobiety.
- Dzień dobry, pani profesor- przywitałam ją grzecznie.- Coś się stało?
- Chciałam się tylko upewnić, że przygotowania do balu idą tak, jak powinny. Dajesz sobie radę?
- Tak, wszystko będzie gotowe na czas. Nie musi się pani o nic martwić.
- Wiedziałam, że dobrze robię, przydzielając ci tę rolę- uśmiechnęła się przyjaźnie.- Mam mnóstwo spraw do załatwienia, związanych z nagłośnieniem i kateringiem, więc zostawiam salę pod twoją opieką.
- Proszę się o nic nie martwić, do soboty to miejsce będzie jak rodem z bajki- zapewniłam kobietę ciepłym głosem.
- Cudownie. Aha, pamiętaj o choince i światełkach w składziku- rzuciła, oddalając się w przeciwnym kierunku do tego, z którego przyszła.
- Dobrze, pani profesor- zawołałam, patrząc jak jej sylwetka znika za rogiem.
Całe to zamieszanie zaczęło się nie dawniej, niż dwa dni temu. Zbliżał się coroczny w naszej szkole bal z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Ktoś powie, że mamy przecież październik. Dyrekcja jednogłośnie postanowiła przyspieszyć imprezę (o trzy miesiące), z uwagi na:
1. Niekorzystne grudniowe warunki pogodowe.
2. Małą frekwencję uczniów placówki podczas okresu świątecznego.
3. Oraz ogólną wygodę opuszczenia szkoły o tydzień wcześniej.
W taki oto właśnie sposób, zimowy bal organizujemy jesienią. A ja jestem główną osobą nadzorującą. Nie pamiętam momentu, w którym wyraziłam jakiekolwiek chęci lub chociażby zgodę na podjęcie się wchodzenia na drabinę, wieszania setki światełek i odkażania powietrza po szkolnej drużynie koszykarskiej.
Odkąd otworzyłam oczy tego ranka, usiłując rozwalić budzik oznajmiający wszem i wobec, że jest godzina 5.30, do chwili obecnej, wokół mnie wciąż przewijały się osoby z milionem pytań, kierowanych do mnie. Nawet nie miałam chwili, żeby przywitać się z moimi przyjaciółmi. Za każdym razem, gdy w tłumie uczniów przemknęła blond głowa Martyny bądź niebieskawa czapka Hazzy, znajdywała się osoba z jakąś ogromnie ważną sprawą. "Czy materiał ma mieć kolor purpury bądź bordo?", "Podłogę wypastować czy tylko zamieść?", "Stoły postawić na wprost głównego wejścia czy raczej z boku?". Można było zwariować.
Odetchnęłam głęboko, popychając skrzydłowe drzwi prowadzące do sali gimnastycznej. Powietrze pachniało świeżo ściętą choinką i odrobiną stęchlizny, zapewne przez stare pudła z ozdobami. Przejechałam wzrokiem po sporym pomieszczeniu. 'Spokojnie pomieści ono uczniów, jak i nauczycieli. Miejsca do tańca także będzie w sam raz'- pomyślałam, delikatnie się przy tym uśmiechając.
Byłam dumna z naszej dotychczasowej pracy. Bal zaplanowany był już na najbliższą sobotę, z wystrojem zmuszeni byliśmy wyrobić się do jutrzejszego popołudnia.
Przygryzając końcówkę ołówka, w zamyśleniu przyglądałam się konstrukcji sufitu, kiedy coś ogromnego wskoczyło na moje plecy.
- Tutaj się schował mój dzióbek- blondynka ścisnęła mnie w pasie.- Harry poszedł po coś do jedzenia i widzę, że słusznie bo marnie wyglądasz.
Uśmiechnęłam się, kiedy przyjaciółka rzuciła mi zatroskane spojrzenie.
- To przez ten bal- westchnęłam przeciągle.- Mnóstwo do zrobienia, a czasu coraz mniej. Aktualnie myślę nad sztucznym śniegiem bądź...- urwałam, kiedy ktoś z impetem wparował do sali. Tego zachrypniętego głosu nie można pomylić z żadnym innym.
- Ktoś zamawiał cieplutkie bułeczki?- Loczek z uśmiechem i nieodłącznymi dołeczkami w policzkach, podał nam papierową torbę. Unosił się z niej wręcz powalający zapach, tak że mój brzuch automatycznie dał o sobie znać.
- Widzę, że panienka głodna- poczochrał mnie po głowie.
- Pospiesz się, zanim ten potwór wszystko pochłonie- Martyna szturchnęła go w ramię, na co ten nie pozostał jej dłużny. Podczas gdy zielonooki ganiał swoją ofiarę , ja usiadłam przy ścianie i zaczęłam pałaszować ciepłe jeszcze bułeczki. Wróciłam myślami do wcześniej urwanego wątku sufitu. To mogło się udać.
- Hazz, ogarnij czuprynę i chodź tu na sekundę- zawołałam.
- Sekunda minęła- wyszczerzył się, zajmując miejsce obok.- O co chodzi?
- Mam dla ciebie misję.
- Brzmi ciekawie- spojrzał się na mnie z podekscytowaniem godnym dziecka, które dostało nową zabawkę.
Przełknęłam kęs jedzenia, który miałam w ustach i kontynuowałam.- Orientujesz się czy nad salą gimnastyczną jest strych?
Ściągnął brwi i uniósł wzrok ku górze. 'Jego oczy są jakby bardziej zielone niż zwykle'- pomyślałam.- 'To pewnie przez te lampki'. Uśmiechnęłam się, kiedy wzrok Harry'ego znów skierowany był na mnie.
- Tak, kiedyś coś mi się obiło o uszy.
- A dałbyś radę się tam dostać?
Chłopak rzucił mi zaciekawione spojrzenie.- Myślę, że tak. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Widzisz tą klapę, centralnie nad parkietem wyznaczonym do tańca?- pokazałam mu nieduży prostokątny kształt na suficie, unosząc palec.- Wdrapałbyś się na strych, otworzył klapę i w sobotę, kiedy dam ci znać...- zawiesiłam głos, kiedy obok nas usiadła także Martyna. Nie chciałam wtajemniczać w mój plan, nikogo oprócz naszej dwójki, tak żeby zaskoczyć całą szkołę. Martyna czasem może się komuś wypaplać.
- O czym rozmawiacie?- zapytała blondynka pochylając się w naszą stronę.
- Przykro mi, siostra, tego nie możesz wiedzieć- posłałam jej przepraszający uśmiech.
- Serio? Macie przede mną tajemnice?- dziewczyna zerwała się z podłogi z grymasem na twarzy.- Pff, dobrze, zapamiętam to sobie.
Po chwili już jej nie było. Jedynym śladem obecności blondynki były nadal kołyszące się niespokojnie dwuskrzydłowe drzwi.
- Przejdzie jej- Harry przerwał ciszę między nami.- Więc o co chodzi z tą klapą?

*  *  *

- Dzisiaj nieźle mnie spławiłaś- głos blondynki rozbrzmiał w słuchawce telefonu.- Co to za tajemnica, której ja nie mogę znać?
Siedziałam w swoim pokoju oparta plecami o ramę łóżka. Mój kot usadowił się wygodnie na moich nogach, dość głośno przy tym pomrukując.
- Mogłabym cię spytać o to samo- wymamrotałam pod nosem.
- Co powiedziałaś?
- Nie, nic- odparłam już głośniej.- Przepraszam, obiecuję, że wkrótce o wszystkim się dowiesz.
Niedługo po tym jak objaśniłam Harry'emu jego rolę podczas sobotniego balu, rozbrzmiał dzwonek wołający go na lekcję matematyki. Jak tylko burza jego loków zniknęła za drzwiami, podniosłam się z ziemi i zabrałam do zamiatania posadzki. Po trzech godzinach wyrywania sobie rąk ze stawów, usiłując poprzynosić wszystkie pudła z ozdobami świątecznymi, nareszcie byłam wolna. Zielonooki odprowadził mnie do domu. Po przekroczeniu progu, zrzuciłam ze stóp buty i popędziłam do kuchni. Pochłonęłam podwójną porcję wegetariańskiej lazanii, na co moja mama tylko rzuciła komentarz, że mój żołądek nie ma dna. Ułożyłam brudne naczynia w zmywarce, jedną ręką wybierając numer do przyjaciółki. Wbiegłam po schodach do pokoju, kiedy ta odebrała. Nie obyło się bez milczenia, ale w końcu uraczyła mnie kilkoma zdaniami.
- Dobra, zapomnijmy. Mamy mnóstwo innych spraw na głowie- podekscytowanie Martyny nie było możliwe do ukrycia.- Masz już partnera?
- Nie- westchnęłam, bo ta poruszyła delikatny temat.
- Jak to? A co z Nathanem?
- Nathan jest w Gloucester i wróci dopiero w następnym tygodniu- pogłaskałam Kicię za uszkiem, na co ta odpowiedziała zadowolonym mruknięciem.- Nie zdąży na bal.
- Siostra, tak mi przykro- Martyna starała się mnie pocieszyć.- Nie martw się, będziesz tam z nami. Lubisz Łukasza, on lubi ciebie, dogadacie się.
- Nie wiem czy w ogóle pójdę.
- Nie, nie ma mowy, żebyś mi się tutaj załamywała. Praktycznie sama przygotowujesz całą salę, odwalasz najgorszą robotę, więc musisz tam być.
- Być, będę- odpowiedziałam.- Muszę dopilnować, żeby wszystko udało się tak, jak zaplanowałam. Nie obiecuję, że przyłączę się do zabawy...
Po drugiej stronie dało się słyszeć ciche skrzypnięcie. Wyobraziłam sobie jak blondynka zeskakuje z łóżka, podchodzi do dużej sosnowej szafy i otwiera drzwiczki, jednym ramieniem przyciskając telefon do ucha. Nie pomyliłam się.
- Nie masz co obiecywać, porwę cię na parkiet czy ci się to podoba czy nie. Jak tylko wymyślę w co się ubrać...
- Martyna, ja nie mam ochoty...
- Cicho bądź- przerwała mi w połowie zdania.- Jutro po szkole robimy napad na sklepy w poszukiwaniu sukienek. Musimy wyglądać zniewalająco.
- Nie przekonam cię, żebyś dała mi spokój?- zapytałam z nadzieją, że jednak się mylę.
- Nah- odparła krótko.- Muszę już kończyć, ty zajmujesz się balem, ja za to mam tonę prac domowych. Do jutra, siostra.
- Do zobaczenia- pożegnałam się i rozłączyłam.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w okno, po czym wzięłam wpół śpiącą kotkę na ręce i wstałam. Odłożyłam zwierzaka na łóżko, a sama skierowałam się do półki pod równoległą ścianą. Przeciągnęłam dłonią po grzbietach książek i wyciągnęłam jedną z nich w brązowej oprawie. Zamiast usadowić się przy oknie i jak normalny człowiek zacząć czytać powieść, leżącą teraz na moich kolanach, zaciągnęłam się jej zapachem. Uwielbiałam przytykać nos do kartek i czuć tę woń.
Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki. Wyobraziłam sobie swoje odbicie w lustrze, próbując zwizualizować strój na nadchodzącą zabawę. Myślałam nad kolorem, kiedy telefon zawibrował w mojej kieszeni.
"Od: Nath <3
Tęsknię za Tobą, Piękna."
Odczytałam wiadomość, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. W tej chwili żałowałam, że pozwoliłam mu wyjechać.


niedziela, 8 grudnia 2013

Przerwa

Przepraszam wszystkich, że ten post musiał się pojawić.
Infinity idzie na chorobowe.
W najbliższym czasie blog będzie uśpiony... Nie wiem ile dokładnie czasu zajmie mi powrócenie do pisania. Może miesiąc, może dwa. Ale obiecuję, że nie jest to koniec.
Oby chęci do życia powróciły w miarę szybko.
Jeszcze raz bardzo przepraszam.

PS Dzisiaj powinniśmy świętować pierwszą rocznicę powstania bloga. O ironio.

Wasza Infinity

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 11.

WRÓCIŁAM! Przepraszam za tak długą przerwę. Nie miałam głowy do pisania.
Tak, jestem do bani, wiem ;_; Oby się wam ten rozdział spodobał. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy. Plus dedyk dla anonima, który męczy mnie o nexta od około miesiąca <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piosenka na dzisiaj to Adele- Someone like you

Od mojego powrotu do domu z przerażająco białego szpitala minął tydzień. Nie wydarzyło się nic specjalnego. No może oprócz tego, że między mną i Martyną było tak jak dawnej. Widać, że była zakochana. Nie dało się przeoczyć jej uśmiechu na pół twarzy i wiecznie błyszczących oczu. Nareszcie cieszyła się życiem. A co za tym idzie, ja także. Chociaż na zewnątrz.
W szkole, jak to w szkole, nauka, nauka, przepraszający Harry, nauka... Normalne życie licealistki. Jeśli mnie normalną można było nazwać (niejeden by polemizował).
Rodzice przestali wypytywać o tamten dzień, co bardzo mnie cieszyło. Co miałam im powiedzieć? 'Mamo, tato, mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa zakochał się we mnie i pocałował. Dwa razy. Dlatego wybiegłam na ten cholery deszcz i przywaliłam głową w słup.' Zabrzmiało jak z 'Trudnych spraw'. Nieważne.
Na szczęście do uszu szkoły nie dotarły żadne plotki na mój temat. Tylko tego by mi brakowało.
Martyna zapomniała już o sprawie. Teraz jej myśli w 100% przejął Łukasz. Lubiłam ich jako parę, pasowali do siebie charakterem jak i wyglądem. Zasłużyła sobie na takiego chłopaka, nareszcie była szczęśliwa.
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o Harry'm. Było widać, że nadal czuł się winny, mimo że zapewniałam go, że jest całkowicie inaczej. To ja i moja wrodzona (lub nabyta, jak kto woli) niezdarność były przyczyną całego tego zamieszania. Chciałam puścić to w niepamięć, lecz on nie dawał mi szansy.
Zapytacie o Nathana. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, znów widząc kolory inne niż biały, chłopak zjawił się u mnie. Nie byłam zbyt szczęśliwa, że widział mnie w takim stanie. Wykończoną, wciąż lekko bladą na twarzy i z wielkim siniakiem po środku czoła. O ironio... Muszę zacząć kaleczyć się w inne części ciała.
Wracając do Natha. Nie widziałam go od dwóch dni. Nie chciał się ze mną rozstawać, lecz obowiązki wzywały. Jego rodzice planowali wyjazd do Wielkiej Brytanii od tygodni i on nie mógł nic na to poradzić. Wciąż mieli kilka niepozałatwianych spraw w dawniej rodzinnej miejscowości.
- Nathan, to tylko parę dni. Dam sobie radę.
- Będę strasznie tęsknił- głos chłopaka w głośniku telefonu był lekko zniekształcony, ale i tak słychać było jego zmarnowanie.- Zadzwonię jak tylko wylądujemy. Będę dzwonił codziennie, kilka razy dziennie. I pisał.
- Słońce, spokojnie. Pojedziesz, wrócisz i znowu się zobaczymy.
- Dobrze... Masz rację. Muszę już kończyć. Kocham cię.
Uśmiechnęłam się do siebie. Lubiłam sposób w jaki to wymawiał. A może to po prostu akcent?
- Ja ciebie też, do usłyszenia.
Rozmawiam z nim przynajmniej dwa razy dziennie, czasem gdy byłam w szkole trzeci lub czwarty raz. Brakowało mi go.

*  *  *

Kolejna bardzo zajmująca i oczywiście wielce mnie interesująca lekcja fizyki. Jestem humanistą, kocham języki, do czego mi ta czarna magia? Powinna zostać zakazana, a wtedy świat byłby piękniejszy.
- W jakiej odległości od środka Ziemi o promieniu R wartość siły grawitacji działającej na ciało o masie 1 kg...- profesor dyktował kolejne zadanie, którego nie miałam najmniejszego zamiaru rozwiązywać.
Umysłem ścisłym była moja przyjaciółka, więc zawsze chętnie pomagała mi w jednym, dwóch czy pięciu zadaniach.
- Martyna- szepnęłam, starając ukryć się przed morderczym wzrokiem nauczyciela.
- Hm- mruknęła, jednocześnie rozwiązując zadanie. Nie mogło zabraknąć też języka wytkniętego na wierzch.
- Dzisiaj wieczorem będę sama w domu, a wiesz że tego nie lubię. Wpadłabyś na jakiś maraton durnych komedii?
- Nie, dzisiaj nie mogę. Jestem już umówiona- nareszcie oderwała wzrok od zeszytu i spojrzała na mnie.
- Aha. No dobrze, nic się nie stało- odparłam lekko zawiedziona.
- Przepraszam, ale idziemy z Łukaszem na łyżwy...
- Naprawdę, nic się nie stało- przerwałam jej, zmuszając się na uśmiech. To nie była jej wina, ale tylko i wyłącznie moja. Mam prawie siedemnaście lat, a nadal nie lubię zostawać sama w pustym domu.
Po skończonej lekcji wyszłyśmy z klasy, kierując się w stronę szafek. Tam musiałyśmy się rozstać. Blondynka poszła na godzinę die schöne deutsche Sprache*, a ja na mój ukochany français. Podczas tych zajęć ławkę dzieliłam z Loczkiem.
- Hej, księżniczko- zawahał się na drugim słowie.- Przepraszam. Nie powinienem tak mówić.
Rzuciłam torbę pod siedzenie i zajęłam miejsce obok niego.
- Nie, czemu?
- Przez to co było ostatnio...
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak ustaliliśmy- pokiwał potwierdzająco głową.- Więc mi to nie przeszkadza. Możesz mówić do mnie 'księżniczko'- połaskotałam go w brzuch.
- S'il vous plaît être tranquille!**- pani profesor zwróciła nam uwagę, przez co reszta uczniów zaczęła szeptać i chichotać między sobą.
- Przepraszamy- odpowiedzieliśmy chórkiem.
Przez dalszy ciąg lekcji nie mieliśmy odwagi odezwać się ani słowem. Dopiero, gdy rozległ się dźwięk dzwonka zatrzymałam na chwilę Hazze.
- Harry, masz wolny wieczór? Pusty dom, romansidła i miska popcornu.
- Brzmi bardzo kusząco, ale obiecałem Gemmie, że pójdę z nią i jej nowym chłopakiem na kolację. Chce nas ze sobą poznać- rzucił mi przepraszające spojrzenie.
- Aha- mruknęłam patrząc w podłogę.- Szkoda.
- Mogę zrezygnować i wywinąć się na przykład bólem głowy...
-Nie, nie. Idź, ona na ciebie liczy. Ja przeżyję, przecież to tylko duży, pusty i ciemny dom...
W mojej głowie powstały najróżniejsze wizje samotnego wieczoru; seryjny zabójca wpadający przez okno, upiorna dziewczynka wychodząca z telewizora, demon otwierający szafki w kuchni...
- Za dużo horrorów- powiedziałam do siebie.
- Wszystko w porządku?- Harry'ego chyba zaniepokoiło moje chwilowe odpłynięcie.
- W jak najlepszym- skłamałam.- Jestem tylko nienormalnym dzieckiem, które nadal boi się potworów.
A może to nie upiorów się bałam? Może po prostu samotności. Wtedy wracały wszystkie ciężkie myśli.
Wyszliśmy z klasy i poszliśmy w kierunku dużych przeszklonych drzwi. To była nasza ostatnia godzina lekcyjna. Zapytałam Harry'ego czy odprowadzi mnie do domu, ale ten wywinął się zakupami dla mamy. No trudno.
Nie chciałam wracać do mojego pokoju. Ani do salonu, ani do kuchni. Nie miałam ochoty znów robić tego samego. Dawno nie było mnie w księgarni. Ostatni raz, kiedy to Harry nieźle mnie zaskoczył... Nie chciałam do tego wracać. Skręciłam w lewo zaraz za budynkiem liceum i już po chwili stałam przed 'Bestsellerem'. Gdy weszłam do środka uderzył mnie zapach tuszu drukarskiego i zaparzonej kawy. Dla czytelników przewidziany był kącik z głębokimi fotelami i automatem do kawy. Trzeba było przyznać, że nawet miała nie najgorszy smak.
Minęłam dział z książkami kucharskimi kierując się do powieści fantasy, kiedy usłyszałam znajomy głos. 'Nie, zdawało mi się'- pomyślałam. Znowu to samo. Ten dziewczęcy śmiech poznam wszędzie. Wychyliłam się zza rogu, zerkając na 'kafejkę'. Wszędzie byłoby pusto, gdyby nie chłopak z dziewczyną zajmujący dwa czerwone fotele. Nie miałam zamiaru ich podsłuchiwać, naprawdę. Ale ciekawość wzięła górę, więc w końcu zostałam tam, gdzie byłam, wytężając słuch.
- Ona jest okropnie ciekawska, więc musimy być ostrożni- odezwała się Martyna.
Harry upił łyk kawy (co było dość dziwne, bo nigdy za nią nie przepadał) i odgarnął włosy z czoła.- Damy radę. Pójdziemy do mnie, więc tam raczej będziemy mieli czas spokojnie porozmawiać.
Nic z tego nie rozumiałam. Przecież jedno miało iść na lodowisko, a drugie na kolację...
- To jesteśmy umówieni- blondynka wstała z miejsca i zaczęła zakładać kurtkę. Musiałam szybko pobiec za jeden z regałów, żeby czasem mnie nie zauważyli. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Umawianie się u niego w domu, sekrety, okłamywanie mnie. 'Może oni... Jezu, Weronika ogarnij się'- skarciłam samą siebie w myślach. To było niedorzeczne, żeby oni ze sobą byli. Po prostu niemożliwe...
Nagle zorientowałam się, że wciąż siedzę schowana za książkami i ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Podniosłam się z podłogi i wyszłam na zewnątrz. Teraz nawet tutaj nie miałam ochoty siedzieć. Zrezygnowana skierowałam się w stronę domu, kiedy mój telefon zawibrował w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go, odczytując wiadomość.
'Od: Nath <3
Hej kochanie, mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku. Strasznie tęsknię :*'
'Do: Nath <3
Hej słońce. Nie jest źle. Może trochę... Ja też okropnie za Tobą tęsknię. Chciałabym żebyś tu był. Chyba już tylko Ty jesteś ze mną szczery... Wracaj szybko xx'
Odczytałam ponownie treść wiadomości. Brakowało mi go.
Schowałam telefon do kieszeni, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

* niem. 'piękny język niemiecki'
** franc. 'Proszę bądźcie cicho!'

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 10.


- Zgaście to światło. Zaraz głowa mi eksploduje- wyjęczałam, zasłaniając oczy dłońmi. Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że nie jestem w swoim pokoju. Było tu zbyt... biało? Śnieżne ściany, nieskazitelne łóżko na czterech metalowych nogach, no i te oślepiające jarzeniówki. To zdecydowanie nie był mój pokój. Przejechałam palcami po głowie, która okazała się owinięta bandażem lub czymś podobnym. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, teraz zaczynając powoli wszystko rozumieć.
- Co ja robię w szpitalu?- wyszeptałam, chcąc dodać sobie nieco pewności. Nadal krzywiąc się z powodu obolałej czaszki, podniosłam swoje ciało do pozycji siedzącej. Starałam się uchwycić choć skrawek wspomnienia wcześniejszych wydarzeń, co kosztowało mnie kolejny gwóźdź wbity w skroń.
Nie wiem ile czasu siedziałam w takiej pozycji. Ze stanu otępienia, bądź skupienia, zależy jak na to patrzeć, wyrwał mnie dopiero dźwięk zamykanych drzwi. Obejrzałam się za plecy, zawieszając wzrok na postaci mojego wzrostu o krótkich, starannie ułorzonych blond włosach.
- Nareszcie się obudziłaś. Martwiliśmy się- kobieta podeszła bliżej i czule mnie przytuliła.- Kiedy Harry zadzwonił, że znalazł cię nieprzytomną i jesteście w drodze do szpitala...
- Mamo, powoli. I od początku. Nie jestem jeszcze zbyt trzeźwo myśląca.
- Dobrze- blondynka wzięła głęboki oddech.- Więc wyszłaś po południu z domu, mówiąc że idziesz do Harry'ego. Obiecałaś, że wrócisz na kolację. Następne wydarzenia działy się bardzo szybko- mama usiadła obok mnie, opierając się dłońmi o materac.- Zadzwonił telefon. Poszłam odebrać. W słuchawce odezwał się Harry, mówiąc zdyszanym głosem, że znalazł cię nieprzytomną na chodniku, a teraz jedzie z tobą do szpitala. Gdy dojechaliśmy z tatą na miejsce dowiedziałam się nieco więcej szczegółów.
Kiwnęłam lekko głową na znak, że uważnie słucham jej relacji.
- Podobno wybiegłaś z domu Harry'ego-kontynuowała.- Nie pytałam co było tego powodem ponieważ to jest sprawa między tobą a nim. Więc dalej. Harry pobiegł za tobą, bo chciał z tobą porozmawiać, ale znalazł cię... w złym stanie. Nawet nie wiesz jak się denerwowałam. Piotruś, gdy tylko się dowiedział, zaczął płakać. On kocha cię bardziej niż to okazuje.
Przez chwilę analizowałam jeszcze słowa mojej rodzicielki po czym po prostu wtuliłam się w nią, jak mała dziewczynka.
- Czemu życie musi być tak skomplikowane?- wymamrotałam z twarzą schowaną w jej ramieniu.- Czemu kiedy jesteśmy szczęśliwi, nagle wszystko zaczyna się sypać?
- Nie wiem, kochanie. Tak już jest w tym naszym świecie. Nic nie trwa wiecznie.
- Nie pomogłaś mi zbytnio.
- Córcia, powinnaś porozmawiać z Harry'm. On jest tutaj już od paru godzin, siedzi i czeka aż się obudzisz. Obwinia się, że to przez niego wybiegłaś na taką pogodę.
- To po części jest jego wina...
Mama obdarzyła mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Ale masz rację.
- Pójdę po lekarza, a potem porozmawiasz ze swoim Romeem- chciałam zaprzeczyć, ale mama przerwała mi gestem dłoni.- Myślę, że spokojnie mogą cię już wypisać.
Dostałam całusa w czubek głowy i opiekuńczy matczyny uścisk. Znów zostałam sama pośród tych przeraźliwie idealnych białych ścian.

*  *  *

Rozmowa z Weroniką wytrąciła mnie z równowagi. Dotarło do mnie jak bardzo za nią tęskniłam. Nie miałam komu opowiedzieć o tym co dziś robiłam, ani z kim podzielić się wrażeniami z randki. 
Brakowało mi jej.
Chwyciłam za telefon, aby oddzwonić do przyjaciółki, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Obiecałam sobie, że zrobię to przy najbliższej okazji.
Rzuciłam okiem na własne odbicie w lustrze, przygładziłam dłońmi fałdki brązowej spódniczki i w pośpiechu zbiegłam na dół.
- Nie zapomnij, że wieczorem przyjeżdża Oliwka, twoja kuzynka- zawołała moja mama z pokoju obok.- Bardzo chce się z tobą zobaczyć, nie spóźnij się.
- Dobrze, mamuś. Pa- odpowiedziałam, wciągając na nogi botki. Złapałam jeszcze skórzaną kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Łukasz czekał oparty o drewnianą balustradę. Gdy tylko mnie zobaczył, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Hej, piękna- ucałował mnie w policzek.
Rumieniąc się lekko, odwzajemniłam uśmiech.- Hej. To co, jakie plany?
- Parę ulic stąd znalazłem całkiem przytulnie wyglądającą kawiarnię.
- Kawa to coś, czego mi trzeba. Prowadź.
Droga minęła nam zadziwiająco szybko. Ani na chwilę nie przestając rozmawiać i śmiać się, weszliśmy to oszklonego budynku z szyldem 'Cafe de Marcel'. Pomieszczenie utrzymane w odcieniach brązu i karmelu wręcz przyciągało zapachem świeżo mielonej kawy. Zajęliśmy miejsce na kanapie usłanej miękkimi poduszkami. Podczas gdy Łukasz poszedł złożyć zamówienie, ja zerknęłam na ekran telefonu. Niestety brak wiadomości (od Weroniki).
Szatyn wrócił do stolika, stawiając przede mną talerzyk z kawałkiem czekoladowego ciasta. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i zabrałam do pałaszowania murzynka.
- Tak się zastanawiałem... Jest wrzesień. Niedługo będzie ten jesienny bal w naszym liceum i...- chłopak spuścił głowę, nerwowo pocierając dłonie.- Chciałem cię zapytać czy wiesz już z kim pójdziesz.
Przełknęłam spory kęs ciasta o mało co się nie dławiąc.
- Nie myślałam jeszcze nad tym.
- Bo jeśli nie masz nikogo na oku, to może...- następne wyrazy wypowiedział tak szybko, że nic nie zrozumiałam. Zmarszczyłam brwi, tworząc pionową zmarszczkę pomiędzy nimi.
- Mógłbyś powtórzyć?
- Czy poszłabyś ze mną?- nieśmiało uniósł wzrok.- Na ten bal.
- Tak, bardzo chętnie- posłałam mu promienny uśmiech, żeby rozwiać jego widoczne obawy.
W kawiarni spędziliśmy jeszcze parę godzin, kompletnie tracąc poczucie czasu. Co chwilę znajdowaliśmy nowy temat do rozmowy, jak również wymówkę do przedłużenia spotkania. Łukaszowi zdarzyło się kilkakrotnie 'przez przypadek'  dotknąć mojej nogi bądź musnąć dłoń opuszkami palców. Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze i miłe łaskotanie w brzuchu. Za nic nie chciałam tego przerywać, ale w końcu na dworze zaczęło się ściemniać, paliły się już nawet latarnie uliczne. Drogę powrotną także przegadaliśmy bez chwili wytchnienia, lecz tym razem ze splecionymi dłońmi.
- Następnym razem ja wybieram miejsce- powiedziałam, kiedy stanęliśmy przed drzwiami mojego domu.
- Ja się dostosuję. Ważne jest tylko to, że będę tam z tobą- odgarnął mi kosmyk włosów w twarzy, głaszcząc delikatnie skórę na szyi.
- Cieszę się, że masz takie podejście- oblałam się rumieńcem aż po koniuszki uszu.- To do jutra. Widzimy się na perkusji.
- Do zobaczenia- z chwilą zawahania cmokną mnie w policzek. Kiedy był już na zakręcie, odwrócił się w moją stronę i pomachał na pożegnanie.
Cała w skowronkach otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Rzucając buty w nieokreślonym kierunku, a kurtkę razem z nimi, przeszłam do salonu i runęłam na sofę.
- Nareszcie jesteś- nagle obok pojawiła się moja mama. Nie chciałam psuć sobie nastroju, więc nawet nie uniosłam powiek by na nią spojrzeć.- Mogłabyś na mnie patrzeć, gdy do ciebie mówię.
- Mamo, proszę cię daj mi spokój. 
- Dzwoniła mama Weroniki.
Na te słowa poderwałam się na równe nogi w ułamku sekundy.
- Nie mogłaś tak od razu? 
- Nie. A teraz usiądź i się uspokój.
- Czy coś się stało?- spojrzałam na nią niepewnie, lekko mrużąc oczy. Nie pasowała mi ta dziwna nuta w jej głosie.
- Weronika miała wypadek. Aktualnie leży w szpitalu- widziałam, że ją także przejął ten fakt. Ale na pewno nie bardziej niż mnie. Doznałam szoku. Przecież rozmawiałam z nią parę godzin temu... Wtedy wszystko było w porządku. Albo tylko tak mi się zdawało...
Nie mogłam uwierzyć. Podczas gdy ja siedziałam sobie spokojnie w kawiarni, sącząc kawę z przystojnym chłopakiem, moja siostra leżała w szpitalu...
Bez słowa wyjaśnienia zerwałam się z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, a szyby w oknach aż zadrżały od tego wstrząsu. Nie zważając na dobiegające z dołu wołanie mamy, chwyciłam za telefon w pośpiechu wybierając numer przyjaciółki.
Czekałam jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Szósty. Cisza.
Ponowiłam próbę jeszcze kilkakrotnie, lecz bez skutku. Załamana i zła na samą siebie, że nie porozmawiałam z nią kiedy miałam na to okazję, rzuciłam się na łóżko.
Żal rósł w moim sercu, a łzy już same płynęły.
- Przepraszam cię- wyszeptałam w poduszkę i znów wybuchnęłam płaczem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj krótko, choć i tak jestem spóźniona. Bardzo spóźniona.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie bo po prostu nie jestem w stanie częściej dodawać postów.
Dziś pojawił się next tylko dlatego, że poświęciłam mój czas na naukę historii.
Kiedy będzie kolejny rozdział? Nie mam pojęcia. Postaram się aby przerwa nie była dłuższa niż tydzień, 
ale naprawdę nie mogę nic obiecać.
Pomijając moje wady, wy jesteście cudowni <3
O takiej ilości wejść mogłam sobie tylko marzyć.
Dziękuję, że nadal to czytacie i przepraszam jeśli nie odwiedzam waszych blogów regularnie.
W weekend na pewno to nadrobię. Każdy zobaczy moje wypociny pod swoim rozdziałem bądź postem :)
Obiecuję xx

środa, 9 października 2013

Przeszkadzajka

Dawno już nie było takich postów o niczym :D Tak wiem, kochacie mnie.
Ostatnio tyle się dzieje.
Polskie fanki na koncertach The Wanted.
Max w czapeczce "I ♥ Poland".
Word of Mouth (moje wydanie deluxe z podpisami chłopców już w drodze :D)
Ujawnienie całości Could this be love oraz kawałków reszty nowych piosenek z płyty.
Oczekiwanie na ogłoszenie koncertu w Polsce.
Nariana, Nariana everywhere.
Jay- wolny i do wzięcia :D
Ja już nie nadążam przez te wszystkie wydarzenia. Tyle wrażeń *-*
Do tego koncert ROOM94 w listopadzie, zaraz po moich urodzinach...
Chyba w nowym roku wybiorę się na miesiąc do sanatorium :)