sobota, 24 sierpnia 2013

Wyjątkowy imagin

Przepraszam Was bardzo, po pewnie spodziewaliście się nowego rozdziału, a tutaj kolejny odbiegający od tematu post. Obiecuję, że najpóźniej w niedzielę dodam 7. rozdział.
Na dzisiaj przygotowałam imagin specjalnie dla mojej przyjaciółki, z okazji ważnego dla niej święta :)
Mam nadzieję, siostra, że Ci się spodoba ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dołączam jeszcze piosenkę Union J- Fix You

- Zapomniał.
- Nie masz pewności- brunetka rzuciła spojrzenie przyjaciółce.- Dzień się jeszcze nie skończył.
Było chłodne sierpniowe popołudnie. W powietrzu wisiała zapowiedź kończących się wakacji, lecz nikt nie chciał na razie o tym myśleć. Wspomnienia gorących poranków i wietrznych wieczorów nadal dawały poczucie wolności.
Wysokie sosny szumiały nad głowami dziewczyn. W tej okolicy była to najpiękniejsza pora. Tafla jeziora spokojnie falowała głaskana podmuchami letniego wiatru. Blondynka przyjeżdżała tu do rodziny,odkąd pamiętała. Za którymś razem podczas spaceru, znalazła to miejsce. Nieduży podest, zanurzony częściowo w wodzie, otoczony zewsząd kwiatami wodnej lilii.
Dzisiaj postanowiła wtajemniczyć także swoją przyjaciółkę. Dzieliła się z nią wszystkimi sekretami, bo ta była dla niej jak siostra.
- Słońce, popatrz na mnie- brunetka dotknęła ramienia przyjaciółki.- Znam George'a na tyle, aby wiedzieć, że on nigdy nie zapomniałby o waszej rocznicy.
- Naprawdę tak myślisz?- twarz Martyny delikatnie się rozjaśniła.
- Jestem tego pewna.
Żadne słowa nie były tu już potrzebne. Weronika przytuliła opiekuńczo przyjaciółkę, głaszcząc przy tym jej potargane od wiatru włosy.
- Nie będziesz miała mi za złe jeśli wrócę już do domu? Obiecałam mojemu niecierpliwemu chłopakowi, że zadzwonię do niego po południu.
- Pewnie, że nie- Martyna zmusiła się do uśmiechu.- I tak już bardzo mi pomogłaś. Posiedzę tu jeszcze chwilkę i też zaraz wrócę.
- Dziękuję, siostra- brunetka ucałowała towarzyszkę w policzek i ruszyła w stronę ścieżki biegnącej przez las.
Dziewczyna nie miała zbyt wiele czasu dla siebie, bo po chwili jej rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
- Halo?
- Hej kochanie- w głośniku rozległ się radosny głos.- Co robisz?
- O, George... Nic specjalnego. Korzystam z ostatnich chwil swobody.
- Czyli rozumiem, że nie masz planów na resztę dnia?
Blondynka poczuła łaskotanie w brzuchu. Nagle powróciła jej nadzieja, że chłopak jednak szykuje coś specjalnego.
- Raczej jestem wolna. A mogę wiedzieć, czemu pytasz?
- To bardzo dobrze, bo dzisiaj jest idealny dzień na świętowanie- George ani przez chwilę nie tracił entuzjazmu.
- Świętowanie czego?- Martyna uśmiechnęła się w duchu.
- Jak to czego?- zapytał wyraźnie zdziwiony.- Końca wakacji!
Martyna miała wrażenie, że ktoś zdzielił ją patelnią w głowę. Rozczarowanie wycisnęło jej łzy z oczu. Oparła się dłonią o deski, bo świat jakby nagle zaczął szalenie kręcić się w kółko.
- Umówiłem się już z chłopakami, że wieczorem robimy ognisko nad brzegiem jeziora. Gdybyś mogła to przekaż też zaproszenie Weronice.
- Tak... Jasne. Nie ma problemu- dziewczyna odparła cicho.
- Skarbie, muszę już kończyć. Widzimy się wieczorem- George pożegnał się i zakończył rozmowę.
Martyna siedziała jeszcze przez chwilę wpatrując się w ekran telefonu.
- Czyli jednak zapomniał- powiedziała szeptem do siebie.
Nie miała ochoty dłużej samotnie się nad sobą użalać. To nie był jeszcze powód, żeby robić z siebie ofiarę losu. Podniosła się i najpewniej jak tylko mogła ruszyła przez las w stronę domu.
Zaraz po przekroczeniu progu zrzuciła z nóg białe trampki i wbiegła po schodach do swojego tymczasowego pokoju. Spodziewała się spotkać w nim przyjaciółkę, ale zastała tylko kartkę wyrwaną ze szkicownika brunetki, rzuconą na łóżko.
"Przepraszam, że nie dotrzymam ci towarzystwa, ale wypadło mi coś ważnego. Myślę, że wiesz już o ognisku, Geo na pewno do ciebie zadzwonił. Ja dowiedziałam się od mojego księcia ;) Siostra jeszcze raz cię przepraszam, mam nadzieję, że dasz sobie radę. Zobaczymy się wieczorem xx
Weronika"
Dziewczyna odłożyła list na szafkę i sama runęła na łóżko. Nie tak wyobrażała sobie ten dzień... Na pewno nie przewidziała, że chłopakowi kompletnie wyleci on z pamięci, a przyjaciółka wybyje gdzieś ze swoją miłością.
W takiej sytuacji jedynym wyjściem, żeby zagłuszyć żal i rozczarowanie oraz uchronić się od potoku łez była czekolada z dodatkiem głośnej muzyki. Wyciągnęła z szuflady napoczętą tabliczkę mlecznego cudu, wetknęła słuchawki w uszy i z głosem podkręconym do granicy wytrzymałości telefonu włączyła jej ukochaną piosenkę. Pogrążona w swoim własnym świecie nie zauważyła, gdy mijały godziny. Ocknęła się dopiero, kiedy lista utworów dobiegła końca, a słońce za oknem powoli zaczęło wędrować ku dołowi. W pośpiechu przebrała się w ciepły czarny sweter, zabrała komórkę i zbiegła na dół w poszukiwaniu butów. W ekspresowym tempie znalazła się na ścieżce przed domem. W tej chwili zdała sobie sprawę, że tak właściwie to nie wie, w którym miejscu dokładnie ma odbyć się spotkanie...
Napisała do przyjaciółki krótką wiadomość i równie szybko dostała odpowiedź.
"Idź za światełkami ;*"- głosił sms.
Patrzyła się na tekst jak idiotka, nic nie rozumiejąc. Przecież, gdzie w środku lasu mogła znaleźć światełka... I wtedy, między gęstymi gałęziami sosen dostrzegła ledwo widoczne jasne punkciki. Poszła w tamtym kierunku. Już po chwili znalazła się na ścieżce oznaczonej dziesiątkami świeczek. Skierowała się powoli w miejsce, gdzie prowadziły ją ogniki. Rzeczywiście dotarła nad brzeg jeziora, tyle że... była tam zupełnie sama.
Obok miejsca, w którym stała, przycumowana była do brzegu nieduża błękitna łódka. Unosiła się i opadała zgodnie z delikatnym ruchem falowania wody.
- Wszystkiego najlepszego- za jej plecami odezwał się znajomy głos.
Dziewczyna odwróciła się do chłopaka z uśmiechem na malinowych ustach. Żadne z nich nie musiało już nic mówić. Słowa były tu całkiem zbędne. Liczyli się tylko oni. Blondynka z dłońmi obejmującymi twarz chłopaka. Szatyn z oczami błyszczącymi w blasku świec. Liczyła się tylko ta chwila.
- George...- wyszeptała.
On tylko delikatnie przyłożył palec do jej rozpalonych ust. Ujął jej dłoń i poprowadził w stronę przycumowanej łódki. Najpierw pomógł zająć miejsce dziewczynie, po chwili usiadł na przeciwko niej. Bez słowa, wpatrując się ukochanej w oczy, wypłynął na środek jeziora.
- Byłam pewna, że zapomniałeś- Martyna przerwała panującą ciszę.
- Jak mógłbym zapomnieć? Kocham cię. I chcę ci to okazywać każdego dnia, o każdej porze, rano i wieczorem, kiedy jesteś szczęśliwa i kiedy masz zły humor. Niezależnie od tego czy masz na sobie elegancką suknię czy słodką piżamkę. Podczas codziennej rutyny, jak i w tak szczególne dni jak ten. Zawsze.
Po tych słowach ujął jej dłonie, zamykając je w swoich. Powietrze było czyste, wręcz budziło do życia, gdy ich twarze zbliżały się do siebie. Pocałunki może delikatne, przepełnione były uczuciem. Zupełnie jak za pierwszym razem... Zawarte były w nich wspomnienia i obietnice. Oraz prośba o wieczność.
- Kochanie- zaczął chłopak, gdy ich usta znów dzieliła wolna przestrzeń.- Chcę być twoją codziennością. O nic innego nie proszę.
- Prośba przyjęta- dziewczyna znów połączyła ich usta w czułym pocałunku.
Ten dzień pomimo pozornego rozczarowania, zapamiętała na długo. Kiedy powraca do niego myślami, wciąż czuje na twarzy podmuchy letniego wiatru, a przed sobą widzi uśmiechniętą twarz George'a.
Tak jak obiecali sobie tamtego sierpniowego dnia, są razem do tej pory. Cieszą się każdą wspólnie spędzoną chwilą, z minuty na minutę kochając się coraz bardziej. Wiedzą, że ich miłość jest wieczna.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 6.

Piosenka na dziś The Wanted- We Own The Night <3

Nigdy nie zapuszczałam się w ten rejon szkoły. Lewe skrzydło nie było specjalnie odwiedzane przez uczniów. Większość zajęć odbywała się w drugiej części budynku. Nic dziwnego. Tutaj ze ścian płatami odchodziła wyblakła niebieska farba, a podłoga miała więcej dziur niż sweter, który dostał się w łapy mojego kota. Gdyby tego było mało, niewielka smużka światła, która cudem przedzierała się przez pokryte brudem okna, nie rozjaśniała zbytnio drogi.
Z trudem, co chwilę zahaczając czubkiem buta o skazy w podłodze, dowlokłam się do drzwi prowadzących na ogród. Otworzyły się z piskiem ukazując niedużych rozmiarów działkę. Trawa była tutaj niezbyt zielona, bardziej żółtawo- brunatna. Ktoś widocznie chciał odwrócić od tego uwagę, sadząc wzdłuż ogrodzenia krzaki hortensji. Kwiaty rzeczywiście dodawały uroku temu miejscu, pomimo rozpoczynającego się już okresu przekwitania.
Nathan czekał oparty o zachodnią ścianę, w miejscu gdzie mury budynku stykały się z drewnianym ogrodzeniem. Było ono na tyle wysokie, że to co kryje się za nim, można było sobie tylko wyobrażać.
- Zaczynałem się denerwować, że nie znalazłaś mojego cudownie obmyślanego liściku.
- Więc po co kazałeś mi się tu fatygować?- zapytałam, stając obok niego.
Chłopak podniósł z ziemi plecak i jednym ruchem zarzucił go sobie na ramię. Przez chwilę patrzył się na mnie z uśmiechem, gdy nagle zmarszczył brwi, zatrzymując wzrok gdzieś ponad moimi oczami.
- Co ci się stało w czoło?- uniósł dłoń i delikatnie musnął moją twarz.
Wyjęłam lusterko z torby aby przyjrzeć się temu, co tak zmartwiło Nathana. Rzeczywiście nie wyglądało to najlepiej. Na samym środku czoła bardzo wyraźnie odznaczał się zielony siniak. Szatyn przyjął jeszcze bardziej niezrozumiały wyraz twarzy, kiedy wybuchnęłam śmiechem.
- Czy coś mnie ominęło?- zapytał zdezorientowany.
- Nie, po prostu... Historia... Stół... Przed wczoraj... - dukałam pojedyncze słowa, wijąc się ze śmiechu. Kiedy udało mi się opanować i zapewnić Nathana, że wszystko ze mną w porządku i nie potrzebuję lekarza, powtórzyłam moje pytanie odnośnie celu tego spotkania.
- Bo widzisz, ostatnio bywam tutaj dość często, bo jest to chyba jedyne ciche miejsce na terenie szkoły- wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić ku krzakom hortensji.- I za którymś razem ciekawość wygrała.
- Do czego zmierzasz?- patrzyłam na niego uważnie.
W tym momencie puścił moją dłoń i, zanim zdążyłam pojąć, co planuje, podciągnął się na ogrodzeniu, przeskakując na drugą stronę.
- Yyy... Nathan?- zawołałam, zbytnio nie wiedząc co mam teraz robić. Stałam tam dłuższą chwilę, póki zza płotu nie wyłoniła się głowa z ciemnoblond czupryną.
- Wskakujesz? Złapię cię, księżniczko.
Nie musiał powtarzać dwa razy, motywacja była wystarczająca. Nad ogrodzeniem pierwsza przeleciała moja torba, teraz była kolej na mnie. Stanęłam na palcach, aby chwycić górną krawędź i podciągnęłam się z całej siły.
- Nie było tak źle- pomyślałam przekładając nogi na drugą stronę. Wtedy spojrzałam na dół. Niby nic wielkiego, ale bez pomocy nie skoczę, nie mam mowy.
- Nie bój się- zachęcał mnie chłopak, stojąc z otwartymi ramionami.
Zamknęłam oczy i zsunęłam się z ogrodzenia. Chwilę później stałam już w objęciach Natha. To był idealny moment na pocałunek, rodem z tandetnego romansidła. Uniosłam głowę, a nasze usta znalazły się na tej samej wysokości. Ale on tylko szeroko się uśmiechnął. Podniósł z ziemi moją torbę i zawiesił mi ją na ramieniu.
- Chodź, mam dla ciebie niespodziankę- wyszeptał tuż obok mojego ucha, łaskocząc je oddechem.
Dopiero teraz oderwałam od niego wzrok i rozejrzałam się po miejscu, w którym się znaleźliśmy. Z moich ust wyrwało się ciche westchnienie. Wszędzie pełno kwiatów, lilie, chabry, róże wszelkiego koloru, goździki... Do tego kilkanaście drzew owocowych, a pod stopami soczyście zielona trawa.
- Tu jest pięknie. Już wiadomo dlaczego postarali się o tak wysokie ogrodzenie.
Po tych słowach zorientowałam się, że Nathana nie ma już obok mnie. Stał kawałek dalej, między dostojną gruszą a skupiskiem fioletowych goździków. Tuż za nim rozłożony był duży niebieski koc, który zdobiła taca pełna owoców oraz miseczka po brzegi wypełniona bitą śmietaną.
Wolnym krokiem zbliżyłam się do niego, wciąż oszołomiona tym, co dla mnie zrobił.
- Zapraszam. Te pyszności same się nie zjedzą- gestem ręki wskazał mi miejsce.
- Sam to wszystko przygotowałeś?- zapytałam, sadowiąc się obok śmietany.
- Sam- posłał mi promienny uśmiech.- A co podoba się?
- Ja już się nie mogę doczekać co uszykujesz na sobotę. Uchylisz rąbek tajemnicy?
Przysunął się do mnie, wciąż z uśmiechem na twarzy.- Nie ma mowy.
Dzięki Nathanowi odprężyłam się i zapomniałam o dzisiejszym sprawdzianie z historii. Byliśmy tylko my i nasz sekretny ogród. Rozmawialiśmy o sobie, naszych zainteresowaniach i planach na przyszłość. Dowiedziałam się, że jego pasją jest śpiew do tego umie grać na pianinie. Miłe zaskoczenie, bo mało który chłopak mówiłby o tym tak otwarcie.
- Zajmujesz się muzyką tak bardziej na poważnie czy raczej traktujesz to jak hobby?- oparłam głowę na dłoni i wgryzłam się w soczystą truskawkę.
- Z początku było to tylko zamiłowanie, ale z czasem przerodziło się w pasję. Teraz razem z czterema kumplami mamy zespół... A w każdym bądź razie mieliśmy- przerwał żeby wziąć kolejny gryz jabłka.- Ja wyjechałem do Polski, a oni zostali w Gloucester, w UK.
- Nie utrzymujecie już kontaktu?
- Nadal się przyjaźnimy. Odwiedzają mnie czasami- wyrzucił ogryzkę w trawę.- Może ich poznasz.
- Mam taką nadzieję.
- Weronika...
Uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Nie spodziewałam się zobaczyć jego oczu zaledwie parę centymetrów przed sobą. - Tak?
- Lubię cię. Bardzo cię lubię.
Byłam stracona. Tak jak moja czerwona twarz.
- To jest nas dwoje- udało mi się wydukać zanim jego usta odszukały moje.
Smakował świeżymi owocami. Miał takie miękkie usta... Skarciłam się w myślach, że porównuje je do warg Harry'ego. Oni byli całkowicie różni. Nathan pewny siebie i przez to tak pociągający, a Harry uroczo nieśmiały, choć czasem też potrafił zawalczyć o swoje.
Odsunęłam się delikatnie żeby dyskretnie zetrzeć łzę płynącą po policzku. Po chwili poczułam opuszki palców głaszczące mój podbródek.
- Może to pytanie zabrzmi odrobinę dennie, ale czy chcesz się ze mną spotykać? Na stałe.
Uśmiechnęłam się i splatając nasze dłonie odpowiedziałam.- Nie było denne. W żadnym calu.
- Więc?
W tym momencie w mojej torbie rozbrzmiał dzwonek telefonu. Przez chwilę chciałam po prostu go odebrać, ale zmieniłam zdanie widząc imię przyjaciółki na wyświetlaczu. Oddzwonię do niej wieczorem.
Odrzuciłam połączenie przy okazji zerkając jeszcze na godzinę.
- O rany, jak późno. Kiedy ten czas tak szybko zleciał?- przejechałam dłonią po włosach.
- Musisz iść?
- Zobaczymy się jutro- z chwilą zawahania przysunęłam się do niego i delikatnie pocałowałam.- Dziękuję za wspaniałe popołudnie.
- Proszę bardzo, księżniczko. Leć już, ja posprzątam.
- Na razie- zawołałam przez ramię kierując się do ogrodzenia. Tym razem poszło mi dużo sprawniej z przedostaniem się na drugą stronę. Byłam zbyt szczęśliwa, żeby martwić się jakimś upadkiem. I mogę przysiąc, że opuszczone skrzydło szkoły w ciągu tych paru godzin stało się jakby jaśniejsze.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział z dedykacją dla bardzo dobrego przyjaciela.
Czasem miło tak razem ponarzekać i podzielić się nienawiścią do jednego wroga.
Zwłaszcza jeśli jest nim człowiek- gremlin XD
Dziękuję.
Na dzisiaj tyle, bo dosłownie ręce mi odpadają.
Dobranoc xx

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 5.

Piosenka na dzisiaj to Birdy- 1901

- Musiałeś mnie pocałować? Akurat dzień przed sprawdzianem z historii?!
Ze złością uderzyłam głową w stół. Syknęłam , kiedy moją czaszkę przeszył nieznośny ból. Wielki fioletowo- zielony siniak po środku czoła był w tej sytuacji nieunikniony.
Już od ponad godziny próbowałam skupić się nad materiałem, który obejmowała praca klasowa, ale to była syzyfowa praca. Kiedy już udawało mi się opanować choć jedną datę, w głowie znów pojawiał się obraz Harry'ego w księgarni, a cała wiedza znikała w oka mgnieniu. Nigdy nie miałam pamięci do cyfr, a tym bardziej związanych z historią.
Dałam za wygraną. Historia: 1 Weronika: 0. 
Odchyliłam się na krześle, krzyżując nogi na stole. Wplotłam palce we włosy, pozwalając im swobodnie zwisać ku podłodze. Przygryzając czerwony ołówek, myślałam nad jutrzejszym dniem. Spotkanie z Loczkiem po tym, co wydarzyło się dzisiejszego popołudnia nie będzie łatwe. Ale z drugiej strony, zerwanie z nim kontaktu od tak, było by z mojej strony obrzydliwym przejawem tchórzostwa. Nie chciałam tego spaprać, nie po tylu latach przyjaźni.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Próbując wstać z krzesła, aby sprawdzić kto dzwoni, o mało co nie narobiłam sobie kolejnych siniaków do kolekcji. Sięgając po komórkę, wetknęłam sobie ołówek za ucho. Na ekranie wyświetlał się nieznany numer. 
- Tak?- odezwałam się.
- Hej, Weronika. Tutaj Nathan- przywitał się chłopak.
Przez to zamieszanie z Harry'm kompletnie zapomniałam o Nathie. Uśmiechnęłam się do siebie słysząc jego głos. Miło będzie choć na chwilę zapomnieć o gwarantowanej jedynce z historii.
- Hej. Nie sądziłam, że zadzwonisz.
- Jak mógłbym o tobie zapomnieć?- jego głos wywoływał delikatne łaskotanie w brzuchu.
- To wcale nie takie trudne.
- Z mojego punktu widzenia, niewykonalne.
Niechciany rumieniec jak zwykle oblał moje policzki. To było jak chodzenie z wielkim transparentem "Hej, uwaga! Ten chłopak mi się podoba!".
- Więc- odchrząknął.- Załóżmy tak czysto hipotetycznie, że zaprosiłbym cię na randkę. Zgodziłabyś się?
Bo po tej aferze w kawiarni nie wiem czy chcesz się jeszcze ze mną spotykać...
- Hmm. Myślę że, oczywiście czysto hipotetycznie, mogłabym się z tobą umówić, ale to by zależało od tego czy jest szansa na więcej  niż jedno spotkanie- odparłam, starając się nie chichotać ze szczęścia.
- Czyli mogę cię porwać w tą sobotę?
- Porwać? No nie wiem. Mama ostrzegała mnie przed takimi chłopakami- droczyłam się z nim.
- Takimi?- zapytał z zainteresowaniem.
- No wiesz, zawracają dziewczynom w głowach, czarują pięknym uśmiechem i potem nie ma już odwrotu, wpadasz po uszy.
- Zawróciłem ci w głowie?
- Przecież ja nic takiego nie powiedziałam- przygryzłam wargę, powstrzymując szeroki uśmiech.
- A więc to tak chcesz sobie pogrywać- jego głos przybrał łobuzerski ton.- Dobrze.
- Co z tą sobotą?- usiadłam na brzegu łóżka, wyglądając przez okno. Księżyc zajął już swoje miejsce na niebie, a słońce zniknęło za linią horyzontu. Czas płyną zdecydowanie za szybko.
- Nie mogę za wiele powiedzieć, to niespodzianka. Porywam cię, księżniczko w południe, a do domu odstawię o rozsądnej porze.
- Jakieś wymagania co do ubioru?
- Masz pole do popisu- odparł tajemniczo.- Muszę już kończyć, bo mógłbym rozmawiać z tobą całą noc, ale historia sama się nie nauczy. Materiału jest mnóstwo, a ja jestem dopiero na stronie tytułowej- w tle słychać było jak otwiera książkę i w wolnym tempie przewraca kartki. Świadomość, że nie tylko ja obleje ten test, była pocieszająca.- Widzimy się jutro. Słodkich snów.
- Dobranoc- pożegnałam się i rozłączyłam.
Z westchnieniem opadłam na łóżko. Perspektywa całego dnia spędzonego z Nathanem była bardzo przyjemna.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia (pomijając oczywiście naukę). Praktycznie od razu poddałam się i zamiast zrobić coś ambitnego, sięgnęłam ręką do torby, która leżała niedbale pod łóżkiem. W jednej dłoni trzymając szkicownik, a drugą wyplątując ołówek z włosów, wsunęłam się pod kraciasty koc. Portret potrzebował jeszcze paru poprawek i odrobiny tuszu kreślarskiego.

Efekt końcowy był zadowalający jak na trzygodzinną męczarnię z czarnym płynem, który był teraz na poduszkach, kocu, moich dłoniach i czole. Dopiero gdy odłożyłam wszystko z powrotem na szafkę nocną, poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Nic dziwnego skoro wskazówki zegara pokazywały parę minut po północy.
Leniwie zsunęłam się z łóżka i pozbyłam ubrań, rzucając je na oparcie krzesła, żeby po chwili wskoczyć w piżamę. Ziewnęłam przeciągle, gramoląc się na swoje stałe miejsce. Ręce wsunęłam pod puchatą poduszkę, podciągnęłam kolana pod brodę i zwinięta w kłębek momentalnie usnęłam.

*  *  *

-... a potem powiedział, że w sobotę chce mnie porwać i...
- W sobotę? Siostra... Nie mów, że zapomniałaś- Martyna przerwała moje sprawozdanie z wczorajszej rozmowy.
- Zapomniałam? Ale o czym?- zapytałam czujnie.
- O moim występie! W tą sobotę gram koncert z moją klasą perkusji na zaliczenie roku. Obiecałaś, że przyjdziesz...
- Rany, przepraszam cię- potarłam czoło ręką.- Ale Nathan planuje coś specjalnego i...
- Dobra, nie wysilaj się.
- Obiecuję, że ci to wynagrodzę- patrzyłam jej prosto w oczy, licząc, że nagle zstąpi na nią łaska przebaczenia, a mi się upiecze.
- Nie wiem co jest gorsze. To, że po raz kolejny ci się udało czy raczej, że ja ci na to pozwoliłam.
- Kocham cię!- rzuciłam się jej na szyję, ledwo co unikając bliskiego spotkania z podłogą.
- Tak, tak jestem cudowna, wiem. Ale teraz musimy iść na lekcję. Piątko z historii, nadchodzę!- blondynka ruszyła w stronę klasy z bojowym wyrazem twarzy.
Ja okazywałam nieco mniej entuzjazmu. Tak właściwie, to zero.

Zgodnie z moim niezawodnym przeczuciem, test okazał się istnym koszmarem. Pytania zamknięte nie były najgorsze, miałam chociaż możliwość strzelenia na chybił trafił. Zabawa zaczynała się dopiero przy tych opisowych. Poddałam się po przeczytaniu ich treści, stwierdzając, że dalsze brnięcie, w i tak już pewną jedynkę, nie ma najmniejszego sensu. Po dzwonku oddałam w większości pustą kartkę pani profesor i jak najszybciej opuściłam klasę. Historia: 2 Weronika: 0.
Rodzice uziemią mnie w domu na miesiąc za kolejną pałę z historii... Ale co ja mogę poradzić na to, że ten przedmiot po prostu mi nie wchodzi.
Wolnym krokiem skierowałam się w stronę mojej szafki. Chwyciłam kłódkę i wprowadziłam datę urodzin mojego kota, aby ją otworzyć.
- 21.01- wymruczałam pod nosem.
Zamek ustąpił, a kiedy otworzyłam drzwiczki, ze środka wypadła karteczka. Nieduży skrawek papieru zawirował w powietrzu i opadł na czubek mojego buta. Podniosłam go, rozglądając się za potencjalnym nadawcą. Z jednej strony, niestarannym chłopięcym pismem napisana była krótka wiadomość:
"W ogrodzie na tyłach szkoły za 15 minut.
        N."
Uśmiechnęłam się do siebie i schowałam liścik do torby, chcąc jak najszybciej pójść na umówione miejsce. W pośpiechu zamknęłam szafkę, zapominając po co właściwie ją otwierałam, kiedy obok mnie nagle wyrosła duża postać z burzą loków na głowie.
- Unikasz mnie?- odezwał się chłopak.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Jest już południe, a jeszcze ani razu się do mnie nie odezwałaś- skrzyżował ramiona na piersi.
- Przepraszam. Naprawdę wszystko jest ok- starałam się rozluźnić atmosferę. Nie lubiłam tego napięcia między nami.- Ale teraz muszę lecieć, mam coś do załatwienia. Zadzwonisz wieczorem?
- Jasne- uśmiechnął się.
Podeszłam do niego i stając na palcach przytuliłam, zarzucając mu ręce na szyję. Było zupełnie jak dawnej. Bez niezręcznej ciszy czy poczucia winy. Zupełnie jak gdyby wydarzenia z księgarni w ogóle nie miały miejsca.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Nareszcie jest. Przepraszam Was, za małe opóźnienie. Mam nadzieję, że mimo to rozdział się spodoba :)
Witam nowych czytelników, jeśli takowi są ;)
Jak pewnie niektórzy zauważą, zmieniłam nieco wystrój bloga bo tamten mi się znudził.
Nie lubię monotonii :)
To chyba było by na tyle. I tak pewnie mało kto czyta te moje anegdodki na końcu ;)

Czytasz= Komentujesz= Motywujesz <3
Ostatnio troszkę spadła liczba komentarzy :<
Ale dziękuję tym, którzy są ze mną od początku :*