czwartek, 17 października 2013

Rozdział 10.


- Zgaście to światło. Zaraz głowa mi eksploduje- wyjęczałam, zasłaniając oczy dłońmi. Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że nie jestem w swoim pokoju. Było tu zbyt... biało? Śnieżne ściany, nieskazitelne łóżko na czterech metalowych nogach, no i te oślepiające jarzeniówki. To zdecydowanie nie był mój pokój. Przejechałam palcami po głowie, która okazała się owinięta bandażem lub czymś podobnym. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, teraz zaczynając powoli wszystko rozumieć.
- Co ja robię w szpitalu?- wyszeptałam, chcąc dodać sobie nieco pewności. Nadal krzywiąc się z powodu obolałej czaszki, podniosłam swoje ciało do pozycji siedzącej. Starałam się uchwycić choć skrawek wspomnienia wcześniejszych wydarzeń, co kosztowało mnie kolejny gwóźdź wbity w skroń.
Nie wiem ile czasu siedziałam w takiej pozycji. Ze stanu otępienia, bądź skupienia, zależy jak na to patrzeć, wyrwał mnie dopiero dźwięk zamykanych drzwi. Obejrzałam się za plecy, zawieszając wzrok na postaci mojego wzrostu o krótkich, starannie ułorzonych blond włosach.
- Nareszcie się obudziłaś. Martwiliśmy się- kobieta podeszła bliżej i czule mnie przytuliła.- Kiedy Harry zadzwonił, że znalazł cię nieprzytomną i jesteście w drodze do szpitala...
- Mamo, powoli. I od początku. Nie jestem jeszcze zbyt trzeźwo myśląca.
- Dobrze- blondynka wzięła głęboki oddech.- Więc wyszłaś po południu z domu, mówiąc że idziesz do Harry'ego. Obiecałaś, że wrócisz na kolację. Następne wydarzenia działy się bardzo szybko- mama usiadła obok mnie, opierając się dłońmi o materac.- Zadzwonił telefon. Poszłam odebrać. W słuchawce odezwał się Harry, mówiąc zdyszanym głosem, że znalazł cię nieprzytomną na chodniku, a teraz jedzie z tobą do szpitala. Gdy dojechaliśmy z tatą na miejsce dowiedziałam się nieco więcej szczegółów.
Kiwnęłam lekko głową na znak, że uważnie słucham jej relacji.
- Podobno wybiegłaś z domu Harry'ego-kontynuowała.- Nie pytałam co było tego powodem ponieważ to jest sprawa między tobą a nim. Więc dalej. Harry pobiegł za tobą, bo chciał z tobą porozmawiać, ale znalazł cię... w złym stanie. Nawet nie wiesz jak się denerwowałam. Piotruś, gdy tylko się dowiedział, zaczął płakać. On kocha cię bardziej niż to okazuje.
Przez chwilę analizowałam jeszcze słowa mojej rodzicielki po czym po prostu wtuliłam się w nią, jak mała dziewczynka.
- Czemu życie musi być tak skomplikowane?- wymamrotałam z twarzą schowaną w jej ramieniu.- Czemu kiedy jesteśmy szczęśliwi, nagle wszystko zaczyna się sypać?
- Nie wiem, kochanie. Tak już jest w tym naszym świecie. Nic nie trwa wiecznie.
- Nie pomogłaś mi zbytnio.
- Córcia, powinnaś porozmawiać z Harry'm. On jest tutaj już od paru godzin, siedzi i czeka aż się obudzisz. Obwinia się, że to przez niego wybiegłaś na taką pogodę.
- To po części jest jego wina...
Mama obdarzyła mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Ale masz rację.
- Pójdę po lekarza, a potem porozmawiasz ze swoim Romeem- chciałam zaprzeczyć, ale mama przerwała mi gestem dłoni.- Myślę, że spokojnie mogą cię już wypisać.
Dostałam całusa w czubek głowy i opiekuńczy matczyny uścisk. Znów zostałam sama pośród tych przeraźliwie idealnych białych ścian.

*  *  *

Rozmowa z Weroniką wytrąciła mnie z równowagi. Dotarło do mnie jak bardzo za nią tęskniłam. Nie miałam komu opowiedzieć o tym co dziś robiłam, ani z kim podzielić się wrażeniami z randki. 
Brakowało mi jej.
Chwyciłam za telefon, aby oddzwonić do przyjaciółki, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Obiecałam sobie, że zrobię to przy najbliższej okazji.
Rzuciłam okiem na własne odbicie w lustrze, przygładziłam dłońmi fałdki brązowej spódniczki i w pośpiechu zbiegłam na dół.
- Nie zapomnij, że wieczorem przyjeżdża Oliwka, twoja kuzynka- zawołała moja mama z pokoju obok.- Bardzo chce się z tobą zobaczyć, nie spóźnij się.
- Dobrze, mamuś. Pa- odpowiedziałam, wciągając na nogi botki. Złapałam jeszcze skórzaną kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Łukasz czekał oparty o drewnianą balustradę. Gdy tylko mnie zobaczył, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Hej, piękna- ucałował mnie w policzek.
Rumieniąc się lekko, odwzajemniłam uśmiech.- Hej. To co, jakie plany?
- Parę ulic stąd znalazłem całkiem przytulnie wyglądającą kawiarnię.
- Kawa to coś, czego mi trzeba. Prowadź.
Droga minęła nam zadziwiająco szybko. Ani na chwilę nie przestając rozmawiać i śmiać się, weszliśmy to oszklonego budynku z szyldem 'Cafe de Marcel'. Pomieszczenie utrzymane w odcieniach brązu i karmelu wręcz przyciągało zapachem świeżo mielonej kawy. Zajęliśmy miejsce na kanapie usłanej miękkimi poduszkami. Podczas gdy Łukasz poszedł złożyć zamówienie, ja zerknęłam na ekran telefonu. Niestety brak wiadomości (od Weroniki).
Szatyn wrócił do stolika, stawiając przede mną talerzyk z kawałkiem czekoladowego ciasta. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i zabrałam do pałaszowania murzynka.
- Tak się zastanawiałem... Jest wrzesień. Niedługo będzie ten jesienny bal w naszym liceum i...- chłopak spuścił głowę, nerwowo pocierając dłonie.- Chciałem cię zapytać czy wiesz już z kim pójdziesz.
Przełknęłam spory kęs ciasta o mało co się nie dławiąc.
- Nie myślałam jeszcze nad tym.
- Bo jeśli nie masz nikogo na oku, to może...- następne wyrazy wypowiedział tak szybko, że nic nie zrozumiałam. Zmarszczyłam brwi, tworząc pionową zmarszczkę pomiędzy nimi.
- Mógłbyś powtórzyć?
- Czy poszłabyś ze mną?- nieśmiało uniósł wzrok.- Na ten bal.
- Tak, bardzo chętnie- posłałam mu promienny uśmiech, żeby rozwiać jego widoczne obawy.
W kawiarni spędziliśmy jeszcze parę godzin, kompletnie tracąc poczucie czasu. Co chwilę znajdowaliśmy nowy temat do rozmowy, jak również wymówkę do przedłużenia spotkania. Łukaszowi zdarzyło się kilkakrotnie 'przez przypadek'  dotknąć mojej nogi bądź musnąć dłoń opuszkami palców. Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze i miłe łaskotanie w brzuchu. Za nic nie chciałam tego przerywać, ale w końcu na dworze zaczęło się ściemniać, paliły się już nawet latarnie uliczne. Drogę powrotną także przegadaliśmy bez chwili wytchnienia, lecz tym razem ze splecionymi dłońmi.
- Następnym razem ja wybieram miejsce- powiedziałam, kiedy stanęliśmy przed drzwiami mojego domu.
- Ja się dostosuję. Ważne jest tylko to, że będę tam z tobą- odgarnął mi kosmyk włosów w twarzy, głaszcząc delikatnie skórę na szyi.
- Cieszę się, że masz takie podejście- oblałam się rumieńcem aż po koniuszki uszu.- To do jutra. Widzimy się na perkusji.
- Do zobaczenia- z chwilą zawahania cmokną mnie w policzek. Kiedy był już na zakręcie, odwrócił się w moją stronę i pomachał na pożegnanie.
Cała w skowronkach otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Rzucając buty w nieokreślonym kierunku, a kurtkę razem z nimi, przeszłam do salonu i runęłam na sofę.
- Nareszcie jesteś- nagle obok pojawiła się moja mama. Nie chciałam psuć sobie nastroju, więc nawet nie uniosłam powiek by na nią spojrzeć.- Mogłabyś na mnie patrzeć, gdy do ciebie mówię.
- Mamo, proszę cię daj mi spokój. 
- Dzwoniła mama Weroniki.
Na te słowa poderwałam się na równe nogi w ułamku sekundy.
- Nie mogłaś tak od razu? 
- Nie. A teraz usiądź i się uspokój.
- Czy coś się stało?- spojrzałam na nią niepewnie, lekko mrużąc oczy. Nie pasowała mi ta dziwna nuta w jej głosie.
- Weronika miała wypadek. Aktualnie leży w szpitalu- widziałam, że ją także przejął ten fakt. Ale na pewno nie bardziej niż mnie. Doznałam szoku. Przecież rozmawiałam z nią parę godzin temu... Wtedy wszystko było w porządku. Albo tylko tak mi się zdawało...
Nie mogłam uwierzyć. Podczas gdy ja siedziałam sobie spokojnie w kawiarni, sącząc kawę z przystojnym chłopakiem, moja siostra leżała w szpitalu...
Bez słowa wyjaśnienia zerwałam się z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, a szyby w oknach aż zadrżały od tego wstrząsu. Nie zważając na dobiegające z dołu wołanie mamy, chwyciłam za telefon w pośpiechu wybierając numer przyjaciółki.
Czekałam jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Szósty. Cisza.
Ponowiłam próbę jeszcze kilkakrotnie, lecz bez skutku. Załamana i zła na samą siebie, że nie porozmawiałam z nią kiedy miałam na to okazję, rzuciłam się na łóżko.
Żal rósł w moim sercu, a łzy już same płynęły.
- Przepraszam cię- wyszeptałam w poduszkę i znów wybuchnęłam płaczem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj krótko, choć i tak jestem spóźniona. Bardzo spóźniona.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie bo po prostu nie jestem w stanie częściej dodawać postów.
Dziś pojawił się next tylko dlatego, że poświęciłam mój czas na naukę historii.
Kiedy będzie kolejny rozdział? Nie mam pojęcia. Postaram się aby przerwa nie była dłuższa niż tydzień, 
ale naprawdę nie mogę nic obiecać.
Pomijając moje wady, wy jesteście cudowni <3
O takiej ilości wejść mogłam sobie tylko marzyć.
Dziękuję, że nadal to czytacie i przepraszam jeśli nie odwiedzam waszych blogów regularnie.
W weekend na pewno to nadrobię. Każdy zobaczy moje wypociny pod swoim rozdziałem bądź postem :)
Obiecuję xx

środa, 9 października 2013

Przeszkadzajka

Dawno już nie było takich postów o niczym :D Tak wiem, kochacie mnie.
Ostatnio tyle się dzieje.
Polskie fanki na koncertach The Wanted.
Max w czapeczce "I ♥ Poland".
Word of Mouth (moje wydanie deluxe z podpisami chłopców już w drodze :D)
Ujawnienie całości Could this be love oraz kawałków reszty nowych piosenek z płyty.
Oczekiwanie na ogłoszenie koncertu w Polsce.
Nariana, Nariana everywhere.
Jay- wolny i do wzięcia :D
Ja już nie nadążam przez te wszystkie wydarzenia. Tyle wrażeń *-*
Do tego koncert ROOM94 w listopadzie, zaraz po moich urodzinach...
Chyba w nowym roku wybiorę się na miesiąc do sanatorium :)

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 9.

Piosenka na dzisiaj to The Wanted- Show me love ♥

Czułam ciepły oddech na karku. Jego dłonie głaskały materiał mojej sukienki. Poruszaliśmy się delikatnie w rytm muzyki. Wokół panował półmrok, więc nikt nie zwracał uwagi na naszą dwójkę.
Spokojnie bez żadnych obaw przed wścibskimi spojrzeniami, uniosłam wzrok na wysokość jego ust. W przygaszonym świetle jego twarz sprawiała wrażenie tajemniczej, skrywającej jakiś sekret. Przyglądałam się cieniom wędrującym po jego policzku.
Otworzyłam usta z zamiarem odezwania się lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamiast tego poczułam jak chłopak opuszkami palców gładzi moją szyję. Znów utonęłam w jego oczach.
- Doskonale wiesz, czego pragniesz. Poddaj się temu. Nie walcz.
Wypowiedź szatyna wywołała delikatne kołotanie w moim sercu. Mimo to zbliżyłam swoje wargi do jego, po chwili łącząc je w długim pocałunku. Czułam jak usta Harry'ego drgają w uśmiechu.
Potem wszystko się rozpłynęło. Nie było już muzyki ani chłopaka z lokami. Otworzyłam oczy. Jedyne co zobaczyłam to dwoje okrągłych oczu mojego futrzaka. Potarłam powieki wierzchem dłoni.
- Nienawidzę moich snów- powiedziałam do kota, który kompletnie nie wzruszony wylizywał sobie futerko.- Nienawidzę...
*  *  *
- Ponura ta jesień za oknem- pomyślałam. Oparłam głowę na dłoni zatrzymując wzrok na ekranie telewizora.- A w telewizji w kółko to samo.
Szare niebo i wiecznie lejący się z niego deszcz potrafiły dobić człowieka. Świat wydawał się wtedy taki pozbawiony kolorów.
Weekend dobiegał końca, więc wypadało ruszyć swoje cztery litery i zabrać się za odrabianie lekcji. Nauki miałam przynajmniej na kilka godzin, a do tego jeszcze w pakiecie referat. Żyć nie umierać.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Martyny. Gdy w głośniku rozbrzmiewał sygnał oczekiwania, ja modliłam się w duchu, aby przyjaciółka mnie nie zignorowała.
- Halo?
- Bałam się, że nie odbierzesz- odetchnęłam z ulgą.
- Tak, tą opcję też rozważałam.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co mogę jeszcze powiedzieć. Znów ją przepraszać? Nie, na nią to nie działało.
- Weronika, słuchaj jestem umówiona i muszę już kończyć.
- Aha... Szkoda. A mogę spytać z kim?
- Z Łukaszem- w tle słychać było szuranie, pewnie zakładała buty.
- Łukasz? Ten od perkusji? Nie wiedziałam, że się spotykacie- poczułam lekkie ukłucie zazdrości, że przyjaciółka zataiła przede mną ten fakt.
- To jest świeża sprawa i jak na razie nic pewnego. Umówiliśmy się dziś dopiero drugi raz. 
- Rozumiem.
- Ja naprawdę muszę już iść.
Przygryzłam wargę, wciąż czując napięcie między nami.- Jasne, nie będę cię zatrzymywać. Baw się dobrze.
- Dziękuję, pa.
Rozłączyła się. A mi było smutno. Rzuciłam telefon na łóżko i zbiegłam na dół.
To w tej części domu zazwyczaj toczyło się życie; Piotrek, mój młodszy o cztery lata brat, jak zwykle okupował telewizor wciągając mecz za meczem, mama krzątała się w kuchni wkładając powidła do słoiczków, a tata z zaskakującym skupieniem grzebał coś przy obudowie komputera.
Starałam się przejść obok 3/4 mojej rodzinki niezauważona, lecz niestety wszystko widzące oko mnie dostrzegło.
- Wychodzisz gdzieś?- mama wychyliła się zza framugi drzwi.
- Idę się przejść i może wpadnę do Harry'ego- nie zastanawiałam się zbytnio co powiedzieć, to była raczej decyzja podjęta w przeciągu paru sekund.
- A wyglądałaś może przez okno?
Kurde. Zapomniałam- No tak, pada deszcz. Założę kaptur od bluzy i jakoś przeżyję.
- Jak uważasz, tylko potem nie będzie opuszczania szkoły z powodu przeziębienia- blond głowa mojej mamy schowała się już z powrotem do kuchni, ale ja nadal czułam się jakby mnie obserwowała.
- Też cię kocham, mamuś. Będę na kolację.
Ubrałam się i wyszłam na zewnątrz. Lało jeszcze mocniej niż parę minut temu. Naciągnęłam na głowę kaptur, ręce schowałam w długie rękawy i ruszyłam biegiem na drugą stronę ulicy. Dom Harry'ego znajdował się pewnie nawet nie sto metrów od mojego. Ale przy takiej pogodzie zdawało mi się, że biegnę w jakimś niekończącym się maratonie.
W końcu mokra od stóp do głów, stanęłam przed drzwiami z numerem 21. Zapukałam niepewnie, nagle uświadamiając sobie jak fatalnie muszę teraz wyglądać. Z włosów na wycieraczkę kapała mi woda, a po makijażu zostały już pewnie tylko czarne smugi na policzkach. Gdy usilnie próbowałam doprowadzić się do ładu, w drzwiach stanęła mama Hazzy.
- Dzień dobry, Weronika. Dawno już cię u nas nie widziałam- obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry pani. Ostatnio jakoś nie miałam czasu, przez tą całą naukę- małe kłamstwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło.- Zastałam może Harry'ego?
- Tak, jest u siebie w pokoju. Proszę, wejdź, jesteś cała mokra. Dam ci ręcznik i suche ubranie bo jeszcze się rozchorujesz.
- Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba...- weszłam do środka podążając za panią Styles. 
- Trzeba, trzeba. Myślę, że rzeczy Gemmy będą na ciebie pasować.
Nie chciałam się z nią spierać, więc posłusznie odebrałam zielonkawy ręcznik, ciemne jeansy i bordowy sweter w norweskie wzory. Z całym tym asortymentem poszłam grzecznie do łazienki. Kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, o mało co nie krzyknęłam. Na głowie we wszystkie strony sterczały mi mokre strąki, a twarz... Powiedzmy, że wyglądem przypominałam pandę.
Możliwie najszybciej przebrałam się i doprowadziłam do przyzwoitego stanu. Włosy mimo że nadal wilgotne, teraz wyglądały już... Jak włosy.
Wyszłam z łazienki, gasząc jeszcze światło i podeszłam do drzwi po mojej prawej stronie. Zapukałam w przeszkloną część, ale chłopak najwyraźniej mnie nie usłyszał. Nacisnęłam klamkę zaglądając do środka. Harry siedział oparty plecami o łóżko, zewsząd otoczony zapisanymi bądź zgniecionymi kartkami. Chciałam się odezwać, lecz w tej chwili szatyn zaczął śpiewać.
- I saw in the corner there is a photograph, no doubt in my mind it's a picture of you.
It lies there alone on its bed of broken glass... Nie. Źle- zgniótł w dłoni kolejną kartkę i rzucił nią w moim kierunku.
- A mi się podoba- loczek poderwał się na nogi.- Przepraszam, że się tak skradam, ale pukałam.
- Weronika... To ja przepraszam, najwyraźniej nie słyszałem.
Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam bliżej i zajęłam miejsce obok niego, pośród tych wszystkich kartek.
- Co to za piosenka?
- Ja... sam ją napisałem- potarł ręką kark. Często tak robił i chyba już nieświadomie.- To znaczy piszę. Dość opornie mi idzie.
- Zaśpiewasz mi ją?
- Wolałbym nie. Z resztą niedługo i tak ją usłyszysz.
- Strasznie tajemniczy się zrobiłeś- podniosłam z ziemi kulkę papieru, którą wcześniej trzymał szatyn i rozwinęłam ją.
- Może i tak... Sam nie wiem.
- Don't let me go?- wskazałam na słowa zapisane u góry kartki.- To jest tytuł?
- Tak. Jakoś sam mi wpadł do głowy.
- Jest w porządku- uśmiechnęłam się.- Nawet bardziej niż w porządku. Podoba mi się.
- Cieszę się- czułam na sobie jego spojrzenie.- Naprawdę miło mi, że przyszłaś, ale mam jeszcze dużo pracy przy piosence...
- A mogę zostać? Proszę. Będę cichutko jak myszka. Obiecuję- zrobiłam słodkie oczka.
- Trudno będzie mi się skupić...
- Proszę- przytuliłam się do niego.
- Dobra. Ale masz być tak cicho, jakby cię tu nie było.
- Słowo harcerza- wstałam od razu ożywiona i wskoczyłam na łóżko.
- Przecież ty nigdy nie byłaś w harcerstwie- popatrzył na mnie z uniesioną brwią.
- Przestań się czepiać, a skup się na pisaniu.
Położyłam się wygodnie na brzuchu i obserwowałam jego ruchy. Podniósł z ziemi notatnik i zaczął pisać. Wcale nie szło mu aż tak źle, jak mówił. Na kartce widniała już pierwsza zwrotka i refren. Skrawek utworu, który słyszałam stojąc w drzwiach miał być zwrotką numer dwa.
Patrzyłam jak Harry zapisuje kolejne słowa i w pewnym momencie urywa ciąg liter.
- Nie wiem co dalej. Zaciąłem się- westchnął.
- Może: this bed was never made for two- oparłam się o jego ramię, zwisając w połowie z krawędzi łóżka.
- Dzięki...- spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Widzisz? A jednak dobrze, że zostałam- oboje wybuchnęliśmy śmiechem, a ja zsunęłam się całkowicie spadając na Harry'ego. Teraz śmialiśmy się jeszcze głośniej.
- Przepraszam cię- udało mi się powiedzieć między napadami głupawki.
- Nie masz za co. Ty możesz na mnie spadać, kiedy tylko chcesz.
Jego słowa zabrzmiały zbyt poważnie... Uniosłam na niego wzrok, orientując się, że przestał już się śmiać.
- Harry...- próbowałam protestować, gdy jego twarz była coraz to bliżej mojej. 
- Stanowczo nie jestem asertywnym człowiekiem- pomyślałam i w tej samej chwili poczułam znajomy smak na ustach. Smak jabłek i miętowej pasty do zębów. Całował mnie delikatnie, pieszcząc moje usta... Ale zaraz. Co ja wyprawiam?!
- Harry, przestań- odsunęłam go od siebie ręką.
- Ale...
- Pójdę już- podniosłam się na nogi, ale chłopak złapał mnie za rękę.
- Weronika, poczekaj.
- Nie, Harry. Nie rozumiesz? Nie możesz mnie całować, kiedy tylko masz na to ochotę!- wyrwałam mu się z uścisku i wybiegłam przez drzwi. Dotarłam do wyjścia i znów znalazłam się na deszczu.
- Cholera jasna...- zaklęłam w duchu przypominając sobie o ubraniach, które zostawiłam w łazience. Teraz nie miałam ochoty już po nie wracać. W ogóle nie powinnam była tu przychodzić.
Woda strumieniami lała mi się po twarzy, przysłaniając tym samym widoczność. Nie patrzyłam już gdzie biegnę, nie miało to dla mnie znaczenia. Przez chwilę zdawało mi się, że słyszę za sobą czyjeś kroki. Wciąż biegnąc, odwróciłam się lustrując wzrokiem chodnik, ale wszędzie było pusto. Ani śladu żywej duszy.
Biorąc pod uwagę moją niezdarność to co za chwilę się stało, było w jakimś stopniu do przewidzenia.
Nie zrobiłam nawet paru kroków, kiedy uderzyłam głową o coś twardego. Nie widziałam co to było dokładnie, bo zaraz po tym straciłam równowagę i runęłam na chodnik. Siła uderzenia była tak duża, że nie pamiętam, co działo się później. Straciłam przytomność.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*badum tssss*
Takie tam mrożące krew w żyłach zakończenie ;)
A więc jak zwykle jestem spóźniona, opóźniona i wszystko inne co
wiąże się ze zbyt długą przerwą między rozdziałami. Przepraszam i to bardzo.
Moje zaniedbanie wynika z tego, że po prostu nie miałam ani czasu ani weny.
Takie życie licealistki. W dodatku chorej prawie od tygodnia :c
Ale nie przynudzając, rozdział jest i liczę na wasze opinie, tam pod spodem *pokazuje na dół*,
pod dużym napisem KOMENTARZE. Bardzo dziękuję :3
PS 10 000 wejść?? Ojej... Nie wiem jak tego dokonaliście, ale Was kocham ♥

Jeszcze takie info.
Zostawiajcie adresy Waszych blogów w komentarzach, bo inaczej gubię się w tym wszystkim ;)