Do rozdziału dorzucam Kings of Leon- Back Down South
Nie było chwili do stracenia. Głowę miałem pełną pomysłów, a czasu tak mało. Gemma miała rację, to była moja jedyna szansa. Musiałem zebrać się w sobie i stworzyć coś niezwykłego, ale prawdziwego. Kawałek tekstu, w którym zawarłbym całego siebie, wszystkie emocje i przeżycia. Nie było to łatwe zadanie, ale czasem trzeba podjąć wyzwanie, zaryzykować wszystko by zyskać to, co najcenniejsze.
Chyba znalazłem swoje motto życiowe.
Przekręciłem klucz w drzwiach pokoju, odcinając się od świata.
Chyba znalazłem swoje motto życiowe.
Przekręciłem klucz w drzwiach pokoju, odcinając się od świata.
- Gdzie ja to... Aha- mruknąłem do siebie, wyciągając spod sterty ciuchów niebieski notes. Zgarnąłem jeszcze z biurka coś piszącego i zająłem miejsce przy oknie. Lubiłem czasem tu usiąść i obserwować okolicę. Był wrzesień, zbliżała się jesień- ulubiona pora roku Weroniki.
Pamiętam, jak dziesięć miesięcy temu, w listopadzie zabrałem ją do posiadłości moich dziadków. Nieduży drewniany domek malowniczo położony nad stawem. Co roku zlatywały się tam chmary kaczek i łabędzi, tworząc jeszcze piękniejszy krajobraz. Ledwo zdążyłem pokazać dziewczynie okolicę, a ta już chciała wsiadać do łódki i łapać za wiosła. Niestety jedyna łódź była wtedy w trakcie odnowy. Obiecałem jej więc, że następną jesienią, w dzień jej siedemnastych urodzin, ponownie ją tu przywiozę.
Ale pozwoliłem jej odejść.
Zawiesiłem wzrok na pojedynczym złoto- brązowym liściu, który lada moment planował zerwać się z gałęzi i odlecieć.
- Wspomnienia- wyszeptałem.
* * *
- Mogę już zdjąć przepaskę?- dotknęłam dłonią materiału, który przesłaniał mi oczy.
- Ależ ty niecierpliwa. Jeszcze chwilę musisz wytrzymać.
Z pomocą Nathana wygramoliłam się z wnętrza samochodu, stając na nogach. Wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku. Byliśmy w lesie. Czułam zapach sosen i mchu, słyszałam szum drzew poruszających się na wietrze. Gdy szliśmy, szyszki i uschnięte liście pękały nam pod stopami.
Od tamtego dnia, gdy odszukałam Natha na szkolnym korytarzu i rzucając się na niego, oznajmiłam że to będzie dla mnie zaszczyt jeśli zostanę jego dziewczyną, byliśmy nierozłączni. Uwielbiałam jego towarzystwo. Czułam się odprężona i wolna, jak gdybym mogła dokonać wszystkiego.
Ale dręczyło mnie poczucie winy. Przez niego nie miałam już czasu dla przyjaciół... Brakowało mi tej dwójki. Tęskniłam za poczuciem humoru Martyny i szalonymi pomysłami Harry'ego. Obiecałam sobie, że gdy tylko wrócę do domu, wybiorę numer każdego po kolei.
- Doczekałaś się- ciepły szept owiał moje ucho.- Możesz odwiązać wstążkę.
Posłusznie wykonałam jego polecenie. Przez chwilę energicznie mrugałam, przyzwyczajając oczy do dziennego światła. Pierwsze co ujrzałam to para błękitno-szmaragdowych tęczówek tuż przede mną. Przesunęłam wzrokiem ponad ramieniem chłopaka. Staliśmy na skraju lasu, tuż przy brzegu jeziora. Tafla wody falowała przy zetknięciu z chłodnymi podmuchami wiatru. Zaciągnęłam się rześkim powietrzem, czując jak wypełnia mi płuca.
- Przyprowadziłem cię tutaj, bo...- nieśmiało spuścił głowę.- Bo wyjątkowe słowa, wymagają wyjątkowego miejsca.
Popatrzyłam na niego, nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli. Starając się go ośmielić, wplotłam palce w jego jasną grzywę. Zadrżał pod moim dotykiem, unosząc wzrok na wysokość naszych oczu.
- Chodzi o to...
Nie czekając aż skończy, stanęłam na palcach, całując jego wargi. Chcąc wydłużyć pocałunek, oplotłam jego szyję ramionami, przyciągając go bliżej mojego ciała. Zachęcona dotykiem ciepłych dłoni na moich biodrach, jeszcze mocniej wpiłam się w jego rozpalone usta. Czułam jak rozciągają się w uśmiechu.
- Weronika- zdołał wyszeptać, zanim przygryzłam jego dolną wargę.
- Hmm?- wymruczałam.
- Kocham cię.
Przerwałam pieszczoty aby spojrzeć mu w oczy. Skrzył się w nich wciąż nasz namiętny pocałunek.
Z początku zaskoczona wyznaniem chłopaka, teraz promiennie się do niego uśmiechałam.
Przerwałam pieszczoty aby spojrzeć mu w oczy. Skrzył się w nich wciąż nasz namiętny pocałunek.
Z początku zaskoczona wyznaniem chłopaka, teraz promiennie się do niego uśmiechałam.
- Ja też cię kocham- odpowiedziałam chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
* * *
- Dziękuję za przyjemną wycieczkę- powiedziałam, opierając się o samochód Natha.- Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- O, ja także- szatyn oparł dłonie po moich bokach, uniemożliwiając mi ewentualną ucieczkę.
Patrzył na mnie w tak pociągający sposób, że ani się obejrzałam, gdy nasze usta zaczęły toczyć bitwę na śmierć i życie. Włożyłam dłonie do tylnych kieszeni jego spodni, przylegając do niego całą powierzchnią ciała.
- Lepiej już pojadę- Nathan przerwał pocałunek.- Dobranoc.
- Coś się stało?
- Twój tata- chłopak kiwnął głową w stronę postaci stojącej za oknem.- Chcę jeszcze żyć.
Cmoknął mnie w czubek nosa i odjechał.
Udało mi się wejść do domu, unikając niezręcznych pytań. Zamknęłam na klucz drzwi prowadzące do mojego pokoju, chcąc przez chwilę odetchnąć. To był dzień pełen wrażeń. Na ustach wciąż czułam smak Nathana. Rzuciłam się z westchnieniem na łóżko. Pomimo uczucia szczęścia i pozostałości po motylkach w brzuchu, było mi smutno. Czułam się zagubiona... To wszystko przez tych facetów. Potrafią namieszać w głowie.
Musiałam odreagować. Jedyną osobą, która znała mnie na wylot i zawsze była w gotowości rzucić się za mną w ogień, była Martyna. Czasem śmiałam się, że jest moim księciem na białym rumaku, po czym ona dodawała, że co najwyżej na rowerze. Kochałam ją jak rodzoną siostrę, choć więcej nas różniło niż łączyło. To było chyba najpiękniejsze. Nie zależnie od moich wyborów, ona zawsze mnie w nich wspierała. Wybaczała każdy błąd bądź zbędnie wypowiedziane słowo. Nie zawsze się zgadzałyśmy, to normalne. Zdarzały się małe lub większe sprzeczki, ale któraś prędzej czy później wyciągała rękę do zgody. Nasza przyjaźń była chyba jedyną pewną rzeczą w moim życiu. Stracić ją mogłam tylko z własnej głupoty, nic innego nie było w stanie nas rozdzielić.
Sięgnęłam więc do kieszeni w poszukiwaniu telefonu. Przez chwilę zmagałam się z opcją zadzwonienia bądź napisania po czym wybrałam to bezpieczniejsze wyjście. Ostatnio trochę ją zaniedbałam i nie byłam pewna czego mogę się spodziewać. Wystukałam wiadomość "Przepraszam <3" i wysłałam ją.
Nie doczekałam się odpowiedzi, więc postanowiłam spróbować ponownie jutro.
Przez całą noc myślałam o mojej uśmiechniętej blondynce... Miałam nadzieję, że to nic poważnego i kiedy tylko się zobaczymy, wszystko będzie w porządku. Tylko to mogłam zrobić. Mieć nadzieję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział dedykuję bardzo ważnej dla mnie osobie, którą straciłam na własne życzenie.
Czasami zostajemy postawieni w sytuacji bez możliwości dobrego wyboru.
Cokolwiek postanowisz, ktoś ucierpi.
Wtedy trzeba posłuchać głosu serca. Hah... Jasne. Ale której połówki??
Każda krzyczy swoje...
Najgorszy dzień w moim życiu. Mam tylko nadzieję, że strata nie pójdzie na marne i ta "szczęśliwa" osoba doceni daną jej szansę...
To tyle ode mnie. Dobranoc </3