niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 11.

WRÓCIŁAM! Przepraszam za tak długą przerwę. Nie miałam głowy do pisania.
Tak, jestem do bani, wiem ;_; Oby się wam ten rozdział spodobał. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy. Plus dedyk dla anonima, który męczy mnie o nexta od około miesiąca <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piosenka na dzisiaj to Adele- Someone like you

Od mojego powrotu do domu z przerażająco białego szpitala minął tydzień. Nie wydarzyło się nic specjalnego. No może oprócz tego, że między mną i Martyną było tak jak dawnej. Widać, że była zakochana. Nie dało się przeoczyć jej uśmiechu na pół twarzy i wiecznie błyszczących oczu. Nareszcie cieszyła się życiem. A co za tym idzie, ja także. Chociaż na zewnątrz.
W szkole, jak to w szkole, nauka, nauka, przepraszający Harry, nauka... Normalne życie licealistki. Jeśli mnie normalną można było nazwać (niejeden by polemizował).
Rodzice przestali wypytywać o tamten dzień, co bardzo mnie cieszyło. Co miałam im powiedzieć? 'Mamo, tato, mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa zakochał się we mnie i pocałował. Dwa razy. Dlatego wybiegłam na ten cholery deszcz i przywaliłam głową w słup.' Zabrzmiało jak z 'Trudnych spraw'. Nieważne.
Na szczęście do uszu szkoły nie dotarły żadne plotki na mój temat. Tylko tego by mi brakowało.
Martyna zapomniała już o sprawie. Teraz jej myśli w 100% przejął Łukasz. Lubiłam ich jako parę, pasowali do siebie charakterem jak i wyglądem. Zasłużyła sobie na takiego chłopaka, nareszcie była szczęśliwa.
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o Harry'm. Było widać, że nadal czuł się winny, mimo że zapewniałam go, że jest całkowicie inaczej. To ja i moja wrodzona (lub nabyta, jak kto woli) niezdarność były przyczyną całego tego zamieszania. Chciałam puścić to w niepamięć, lecz on nie dawał mi szansy.
Zapytacie o Nathana. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, znów widząc kolory inne niż biały, chłopak zjawił się u mnie. Nie byłam zbyt szczęśliwa, że widział mnie w takim stanie. Wykończoną, wciąż lekko bladą na twarzy i z wielkim siniakiem po środku czoła. O ironio... Muszę zacząć kaleczyć się w inne części ciała.
Wracając do Natha. Nie widziałam go od dwóch dni. Nie chciał się ze mną rozstawać, lecz obowiązki wzywały. Jego rodzice planowali wyjazd do Wielkiej Brytanii od tygodni i on nie mógł nic na to poradzić. Wciąż mieli kilka niepozałatwianych spraw w dawniej rodzinnej miejscowości.
- Nathan, to tylko parę dni. Dam sobie radę.
- Będę strasznie tęsknił- głos chłopaka w głośniku telefonu był lekko zniekształcony, ale i tak słychać było jego zmarnowanie.- Zadzwonię jak tylko wylądujemy. Będę dzwonił codziennie, kilka razy dziennie. I pisał.
- Słońce, spokojnie. Pojedziesz, wrócisz i znowu się zobaczymy.
- Dobrze... Masz rację. Muszę już kończyć. Kocham cię.
Uśmiechnęłam się do siebie. Lubiłam sposób w jaki to wymawiał. A może to po prostu akcent?
- Ja ciebie też, do usłyszenia.
Rozmawiam z nim przynajmniej dwa razy dziennie, czasem gdy byłam w szkole trzeci lub czwarty raz. Brakowało mi go.

*  *  *

Kolejna bardzo zajmująca i oczywiście wielce mnie interesująca lekcja fizyki. Jestem humanistą, kocham języki, do czego mi ta czarna magia? Powinna zostać zakazana, a wtedy świat byłby piękniejszy.
- W jakiej odległości od środka Ziemi o promieniu R wartość siły grawitacji działającej na ciało o masie 1 kg...- profesor dyktował kolejne zadanie, którego nie miałam najmniejszego zamiaru rozwiązywać.
Umysłem ścisłym była moja przyjaciółka, więc zawsze chętnie pomagała mi w jednym, dwóch czy pięciu zadaniach.
- Martyna- szepnęłam, starając ukryć się przed morderczym wzrokiem nauczyciela.
- Hm- mruknęła, jednocześnie rozwiązując zadanie. Nie mogło zabraknąć też języka wytkniętego na wierzch.
- Dzisiaj wieczorem będę sama w domu, a wiesz że tego nie lubię. Wpadłabyś na jakiś maraton durnych komedii?
- Nie, dzisiaj nie mogę. Jestem już umówiona- nareszcie oderwała wzrok od zeszytu i spojrzała na mnie.
- Aha. No dobrze, nic się nie stało- odparłam lekko zawiedziona.
- Przepraszam, ale idziemy z Łukaszem na łyżwy...
- Naprawdę, nic się nie stało- przerwałam jej, zmuszając się na uśmiech. To nie była jej wina, ale tylko i wyłącznie moja. Mam prawie siedemnaście lat, a nadal nie lubię zostawać sama w pustym domu.
Po skończonej lekcji wyszłyśmy z klasy, kierując się w stronę szafek. Tam musiałyśmy się rozstać. Blondynka poszła na godzinę die schöne deutsche Sprache*, a ja na mój ukochany français. Podczas tych zajęć ławkę dzieliłam z Loczkiem.
- Hej, księżniczko- zawahał się na drugim słowie.- Przepraszam. Nie powinienem tak mówić.
Rzuciłam torbę pod siedzenie i zajęłam miejsce obok niego.
- Nie, czemu?
- Przez to co było ostatnio...
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak ustaliliśmy- pokiwał potwierdzająco głową.- Więc mi to nie przeszkadza. Możesz mówić do mnie 'księżniczko'- połaskotałam go w brzuch.
- S'il vous plaît être tranquille!**- pani profesor zwróciła nam uwagę, przez co reszta uczniów zaczęła szeptać i chichotać między sobą.
- Przepraszamy- odpowiedzieliśmy chórkiem.
Przez dalszy ciąg lekcji nie mieliśmy odwagi odezwać się ani słowem. Dopiero, gdy rozległ się dźwięk dzwonka zatrzymałam na chwilę Hazze.
- Harry, masz wolny wieczór? Pusty dom, romansidła i miska popcornu.
- Brzmi bardzo kusząco, ale obiecałem Gemmie, że pójdę z nią i jej nowym chłopakiem na kolację. Chce nas ze sobą poznać- rzucił mi przepraszające spojrzenie.
- Aha- mruknęłam patrząc w podłogę.- Szkoda.
- Mogę zrezygnować i wywinąć się na przykład bólem głowy...
-Nie, nie. Idź, ona na ciebie liczy. Ja przeżyję, przecież to tylko duży, pusty i ciemny dom...
W mojej głowie powstały najróżniejsze wizje samotnego wieczoru; seryjny zabójca wpadający przez okno, upiorna dziewczynka wychodząca z telewizora, demon otwierający szafki w kuchni...
- Za dużo horrorów- powiedziałam do siebie.
- Wszystko w porządku?- Harry'ego chyba zaniepokoiło moje chwilowe odpłynięcie.
- W jak najlepszym- skłamałam.- Jestem tylko nienormalnym dzieckiem, które nadal boi się potworów.
A może to nie upiorów się bałam? Może po prostu samotności. Wtedy wracały wszystkie ciężkie myśli.
Wyszliśmy z klasy i poszliśmy w kierunku dużych przeszklonych drzwi. To była nasza ostatnia godzina lekcyjna. Zapytałam Harry'ego czy odprowadzi mnie do domu, ale ten wywinął się zakupami dla mamy. No trudno.
Nie chciałam wracać do mojego pokoju. Ani do salonu, ani do kuchni. Nie miałam ochoty znów robić tego samego. Dawno nie było mnie w księgarni. Ostatni raz, kiedy to Harry nieźle mnie zaskoczył... Nie chciałam do tego wracać. Skręciłam w lewo zaraz za budynkiem liceum i już po chwili stałam przed 'Bestsellerem'. Gdy weszłam do środka uderzył mnie zapach tuszu drukarskiego i zaparzonej kawy. Dla czytelników przewidziany był kącik z głębokimi fotelami i automatem do kawy. Trzeba było przyznać, że nawet miała nie najgorszy smak.
Minęłam dział z książkami kucharskimi kierując się do powieści fantasy, kiedy usłyszałam znajomy głos. 'Nie, zdawało mi się'- pomyślałam. Znowu to samo. Ten dziewczęcy śmiech poznam wszędzie. Wychyliłam się zza rogu, zerkając na 'kafejkę'. Wszędzie byłoby pusto, gdyby nie chłopak z dziewczyną zajmujący dwa czerwone fotele. Nie miałam zamiaru ich podsłuchiwać, naprawdę. Ale ciekawość wzięła górę, więc w końcu zostałam tam, gdzie byłam, wytężając słuch.
- Ona jest okropnie ciekawska, więc musimy być ostrożni- odezwała się Martyna.
Harry upił łyk kawy (co było dość dziwne, bo nigdy za nią nie przepadał) i odgarnął włosy z czoła.- Damy radę. Pójdziemy do mnie, więc tam raczej będziemy mieli czas spokojnie porozmawiać.
Nic z tego nie rozumiałam. Przecież jedno miało iść na lodowisko, a drugie na kolację...
- To jesteśmy umówieni- blondynka wstała z miejsca i zaczęła zakładać kurtkę. Musiałam szybko pobiec za jeden z regałów, żeby czasem mnie nie zauważyli. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Umawianie się u niego w domu, sekrety, okłamywanie mnie. 'Może oni... Jezu, Weronika ogarnij się'- skarciłam samą siebie w myślach. To było niedorzeczne, żeby oni ze sobą byli. Po prostu niemożliwe...
Nagle zorientowałam się, że wciąż siedzę schowana za książkami i ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Podniosłam się z podłogi i wyszłam na zewnątrz. Teraz nawet tutaj nie miałam ochoty siedzieć. Zrezygnowana skierowałam się w stronę domu, kiedy mój telefon zawibrował w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go, odczytując wiadomość.
'Od: Nath <3
Hej kochanie, mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku. Strasznie tęsknię :*'
'Do: Nath <3
Hej słońce. Nie jest źle. Może trochę... Ja też okropnie za Tobą tęsknię. Chciałabym żebyś tu był. Chyba już tylko Ty jesteś ze mną szczery... Wracaj szybko xx'
Odczytałam ponownie treść wiadomości. Brakowało mi go.
Schowałam telefon do kieszeni, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

* niem. 'piękny język niemiecki'
** franc. 'Proszę bądźcie cicho!'